Przejdź do głównej zawartości

#Mateusz_Szymkowiak

Mali chłopcy zwykle chcą zostać strażakami, policjantami, kierowcami, a on rzeczywiście zawsze chciał być dziennikarzem telewizyjnym. Mając pięć lat, może nie do końca zdawał sobie sprawę, na czym ta praca polega, ale bardzo ciekawiło go, jak w takim małym pudełku, – bo przecież telewizorów plazmowych wtedy nie było – mieści się tyle rzeczy. W jego wyobrażeniu mieszkali tam bohaterowie bajek, spikerzy, aktorzy Teatru Telewizji. Od zawsze chciał zobaczyć, jak to wszystko wygląda od środka. W jego domu rodzinnym dużo oglądało się telewizji, która zawsze była towarzyszem dnia codziennego. Zdradził, że będąc małym chłopcem bawił się w Tomasza Kammela. Kto by pomyślał, że po latach zostaną kolegami z redakcji. Wyznał, że to jedyny polski prezenter, który z powodzeniem mógłby prowadzić programy w amerykańskiej, brytyjskiej, czy niemieckiej telewizji. Doskonale mówi, ma świetną prezencję, zawsze jest dobrze ubrany. Wspominał, że gdy w latach 90. pojawił się na ekranie, od razu miał w sobie naturalny luz, reprezentował już telewizję nowoczesną. Gdy byłem mały zakładałem marynarkę swojego taty, podpinałem ją z tyłu agrafkami, by była taliowana jak te Tomka, stawałem przed lustrem i bawiłem się w niego – śmiejąc się opowiadał. Gdy  miał siedem lat był pewien już, czym chciałby zajmować życie. Nie wzdychał do księżyca. Po prostu sięgnął po niego. Nie było wtedy lokalnego oddziału Telewizji Polskiej w Kielcach. Ponadto najbliższy znajdował się w Krakowie. Miał czternaście lat, chodził do gimnazjum i mama nigdy nie puściłaby go tak daleko. Zastanawiał się, co zrobić, żeby na własne oczy przekonać się, jak wygląda profesjonalna telewizja. Dowiedział się o zgłoszeniach dla rodzin do programu Chwila Prawdy stacji TVN. Postanowił spróbować, o czym rodzice dowiedzieli się później, gdy dostali zaproszenie. Zadaniem jego mamy w programie było przenoszenie ziarenek kawy za pomocą chińskich pałeczek. Podczas tygodniowych przygotowań mieli z tatą wszystko dokumentować. Nie udało im się wygrać, ale.. wygrał wtedy coś więcej. Przekonał się, że naprawdę chce pracować w telewizji. Poza tym udało mu się namówić jedną z zaprzyjaźnionych redaktorek, żeby zabrała go ze sobą do Warszawy na czas wakacji. Chciał pomagać przy realizacji tego programu: kserować, drukować, nosić za kimś teczkę. Jego mama się zgodziła. Spędził wtedy ponad miesiąc w Warszawie i to były dla niego najlepsze wakacje. Dobrze wiedząc, dokąd zmierza, po maturze paradoksalnie nie wybrał dziennikarstwa, tylko socjologię. Dlaczego? Bo wcale nie trzeba studiować dziennikarstwa, żeby dziennikarzem zostać. Był świadomy, że jeśli chce myśleć na poważnie o pracy w telewizji to musi trafić na stałe do Warszawy, gdzie będzie mu łatwiej o praktykę. Wyjeżdżając z rodzinnej miejscowości uświadomił sobie, że już nie wróci na stałe. Był to w pewnym sensie moment pożegnania.. –  wspominał. Co na to rodzice? Wspierali go, czy mieli nadzieję, że jak szybko wyjechał, tak szybko wróci? Wyznał, że wspierali i nigdy nie wpływali na jego decyzje. Twierdzili, że jeśli chce dziennikarstwem zajmować życie i będzie szczęśliwy, to są na tak. Doskonale pamięta moment w podstawówce, w klasach 1–3, w którym jego odpowiedź brzmiąca – dziennikarzem TVP, na pytanie, kim chcesz zostać w przyszłości, była abstrakcją. Słusznie zaznacza, że nie wolno mówić siedmioletniemu dziecku, które o tym marzy, że dzieci mają normalne marzenia, że Karolinka chce pracować na poczcie, Kasia chce być nauczycielką, a Ty wymyślasz.. . Dla jego rodziców pomysł na życie ich syna nie był abstrakcją i to było dość zaskakujące. A jakie były początki w Warszawie? Był to czas, kiedy nie było smartfonów, tym bardziej nikt nie miał Internetu w telefonie. Mało, kto miał laptop, a może dwie osoby na roku miały Internet w tym laptopie – opowiadał. Internet na szczęście miał, działał bardzo słabo, ale to przy jego pomocy wyszukiwał adresy różnych redakcji, wysyłał CV oraz listy z prośbą o staże. Nie było żadnej odpowiedzi. Mimo to próbował, bo wiedział, że jeżeli na starcie będzie na nie, to sam sobie jej udzieli. W rozmowie ze mną nie ukrywał, że było to zniechęcające. Jednak z perspektywy czasu wie, że nie wolno  się poddawać, i że nie wszystko przychodzi od razu. W połowie pierwszego roku studiów wrócił do domu, włączył sobie telewizję muzyczną, Vivę Polską i powiedział: Może ta Viva... Wpadł na pomysł, że skoro nic nie daje pisanie jego e-maili, to zadziała inaczej. Zadzwonił pod numer telefonu podany na stronie i umówił się przez sekretariat z redaktor naczelną, przedstawiając się jako jeden z menedżerów początkujących artystów. Chęć spotkania argumentował zainteresowaniem nawiązania współpracy. Wyznał, że nie pamięta kogo wtedy wymyślił.., ale kogoś zupełnie nieistniejącego na antenie. W słuchawce usłyszał, że jest to, jak najbardziej możliwe i zaproponowano mu termin spotkania w dniu 9. marca. On bardzo naciskał, aby spotkanie odbyło się w Dniu Kobiet, czego pani z sekretariatu nie mogła zrozumieć. Argumentował, że jest z Wrocławia, i że nie będzie proponowanego przez nią dnia, że 8. może być nawet późnym popołudniem. Sukcesywnie umówił się na spotkanie, jak sobie zaplanował. Wiedząc, że redaktor naczelną była kobieta, i mając na uwadze datę spotkania, pojechał na Aleję Lotników nie tylko z CV, ale również z bukietem kwiatów w ręku. Z racji, że delikatnie minął się z prawdą, zapytał oczywiście, czy ma wyjść czy może zostać, ale chciałby porozmawiać o chęci współpracy. Był przekonany, że telewizja muzyczna to miejsce, gdzie pracują kreatywni ludzie, którzy cenią niestandardowy sposób  dostania się  i  tak było.   Z uśmiechem na twarzy odpowiedź była pozytywna. Został przyjęty na praktyki. Co było dalej? Mimo że spełniło się jego marzenie o pracy w telewizji to wyznał, że nie był tam szczęśliwy. Początkowo może tak, ale w pewnym momencie uświadomił sobie, jak bardzo źle się tam czuł. Ludzie, z którymi pracował nie byli mu przychylni, nazywali go chłopcem z prowincji. Był osobą ambitną, co niekoniecznie się podobało. Odszedł stamtąd na własne życzenie. Wkrótce potem telewizyjna dwójka organizowała casting na redaktora do pierwszej edycji The Voice of Poland. Poszukiwany był młody, wygadany chłopak, dwadzieścia.. dwadzieścia parę lat, który interesuje się popkulturą, nie wstydzi się, mówi po angielsku.. Szybko stwierdził, że to coś dla niego. Wziął udział w castingu. Przeszedł pierwszy etap, drugi.. . Nie myślałem, że się uda, ale wewnętrznie miałem poczucie, że podobam się komisji, bo pewne rzeczy się czuje, po prostu - wyznał. Jednak mimo poczucia, że to jego dzień, pomyślał.., że to niemożliwe, aby wybrano właśnie jego. Śmiem twierdzić, że droga była ważniejsza niż cel, ponieważ do kolejnych etapów solidnie się przygotowywał. Po trzecim etapie stwierdził, że nie będzie dłużej czekał. To były wakacje. Zadzwonił i powiedział, że musi wiedzieć, czy zostanie nawiązana współpraca, bo jeśli nie to wylatuje do pracy do Australii. Postawił wszystko na jedną kartę i wygrał, ponieważ trafił do programu. Lata temu wypowiedział życzenie, które teraz stawało się rzeczywistością.. W TVP trafił na bardzo przychylnych ludzi, którzy wiedzieli, że nie umie nic, ale obdarzyli go zaufaniem. Z wdzięcznością, stara się do dzisiaj swoją pracą potwierdzać, że to była dobra decyzja. Wygląda na to, że miał w życiu dużo szczęścia. Na szczęście. Uważa, że zdecydowanie jest coś w tym, że w odpowiednim miejscu trzeba się znaleźć w odpowiednim czasie. Miał wiele trudnych momentów, ale od początku wiedział, że nie można zrażać się porażkami czy rozczarowaniami, bo one nas hartują. Trzeba też umieć wyciągać z nich wnioski. Otwartość, śmiałość i ciekawość świata. Śmiem twierdzić, że to jego wrodzone cechy. Wspominał, że jego mama śmieje się, że mówi odkąd tylko się urodził. Duże znaczenie ma wychowanie. Wyznał, że choć może w szkole nie do końca wszystkim nauczycielom podobał się  jego temperament, ta otwartość, śmiałość i ciekawość świata, to jednak jego rodzice nigdy nie starali się go ograniczać. Nie ukrywam, że od zawsze byłam pełna podziwu jego wiedzy. Będąc reporterem Pytania na Śniadanie zawsze wykazuje się niemałą o świecie. Te ogromy wynikają z tego, że jest bardzo otwarty na to, co dzieje się wokół. Ogląda nie tylko polskie, ale  i zagraniczne serwisy informacyjne. Lubi konfrontację różnych punktów widzenia, tylko taką grzeczną. W programie śniadaniowym czymś najlepszym dla niego jest to, że poruszają różne tematy. Cieszy się, że trafił do tego programu, w którym tworzą jakby rodzinę. Nie brakuje między nimi pozytywnych emocji, bo naprawdę darzą się ogromną sympatią. Nie ma rywalizacji. Mają frajdę tworząc program, choć zaznacza, że nie jest to łatwa praca, bo to przecież sześć wydań tygodniowo po trzy godziny dziennie, a wszystko na żywo. Jest mnóstwo tematów i gości. Często rozmawiają, a nawet spierają się w redakcji, kogo zaprosić, kto będzie dobry do danego tematu. Wyznał, że to są zawsze twórcze dyskusje. Do każdego tematu trzeba się gruntownie przygotować, a jeśli jest taki temat, czy podczas wejścia na żywo gość, z którym masz do czynienia po raz pierwszy, to musisz przygotować się jeszcze solidniej – opowiadał. Lubi ten program, bo to program pozytywny, blisko ludzi. Zupełnie taki jak on. Uwielbia kulturę – muzykę, książkę, film, teatr, sztukę. Zastanawiałam się, skąd na to wszystko czas, przecież doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny. Śmiejąc się wyznał, że na nią zawsze znajdzie czas. Dlatego nie bez powodu robi o niej program Lajk!, który prowadzi razem z Moniką Mazur. Poza tym lubi sport, zwłaszcza jazdę na desce snowboardowej. Jeździ też konno, a nawet skacze przez przeszkody. Podczas rozmowy nie przestawał mnie zaskakiwać. Kocha podróże, ale wyznał, że na nie rzeczywiście brakuje mu czasu. Obiecuje sobie to zmienić. Chce podróżować, przy czym niekoniecznie all inclusive. Bardziej myśli, o tzw. podróżach z plecakiem, za jak najmniejsze pieniądze. Zdradził, że zawodowo marzy mu się program podróżniczy, którego z całego serca życzę. Ponadto marzy o tym, żeby w tej globalnej wiosce, którą jest nasz świat, nie zagubić się, nie zwariować i nigdy się nie poddać. 


Zastanawiałam się, czy ulubieniec ze szklanego ekranu, ma jakąś myśl przewodnią, którą kieruje się w życiu. Wyznał, że to myśl, żeby nie trzymać marzeń w klatce! Bardzo trafną, bo widzisz, w życiu nie chodzi o to, by być wielkim. W życiu nie chodzi o to, by być dumnym. W życiu nie chodzi o to, by pokazywać, że jest się najlepszym. W życiu chodzi o to, by być szczęśliwym. O to, by robić to, co kochasz, i co czujesz w głębi serca. Tak jak Mateusz Szymkowiak.
Już pierwszym zdaniem na Instagramie ujął mnie otwartością i życzliwością. Na potrzebę stworzenia tej historii, spotkaliśmy się w restauracji TVP, gdzie od pierwszego słowa przelał na mnie pozytywne wibracje. Tacy ludzie nie zdarzają się zbyt często, więc doceniam to spotkanie.
On kiedyś bawił się w Kammela, dzisiaj dzieciaki bawią się w niego – charyzmatycznego TVP2 reportera.

J.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jest wtedy, kiedy tworzysz coś, co ma wartość dla innych

Takimi zdjęciami zostałam dziś obdarowana i w takim momencie nie ma dla mnie czegoś fajniejszego niż świadomość, że ktoś ma ochotę mnie czytać na swoich wakacjach. Nigdy nie ukrywaj wiedzy, którą masz dla siebie, bo nie jest Twoja. Zawsze się nią dziel, tak by inni mogli z niej korzystać. Miałam to w głowie, pisząc tę książkę. Z każdego zrealizowanego spotkania wyniosłam wiedzę taką życiową, która już nieraz pomogła mi rozwiązać jakiś „problem” albo pozwoliła utożsamić się z sytuacją, dzięki czemu sama znalazłam rozwiązanie. Z ust „bohaterów” padło wiele ważnych słów i chciałam się nimi podzielić, przelewając je na papier. Nie jest dla ludzi wartościowe, co sądzisz na ich temat czy jakie masz opinie – prawdę mówiąc, Twoje opinie obchodzą tylko Ciebie. Ale to, co dotyczy ich samych, co ulepsza jakość ich życia – to jest coś, na czym możesz przenosić góry. Tak się nie tylko robi najlepsze biznesy, tak się też pisze najlepsze teksty. Cieszę się, bo dzięki temu zwiedziłam już tro...

Jesteśmy produktem opowieści, którą sami sobie tworzymy

23 lipca w swoje 23 urodziny wydałam książkę LIVE YOUR DREAMS: 23 scenariusze napisane przez życie. Kilka miesięcy temu wzięłam udział w plebiscycie organizowanym przez Imperium Kobiet na Książkę Roku 2019. Sto procent głosów zostało rozłożone na dwunastu zgłoszonych autorów w konkursie. Moja pierwsza książka zdobyła wspaniałe drugie miejsce, zdobywając 23% głosów. Przypadek? Nie sądzę.  Kiedyś przeczytałam, że liczby to podstawowe narzędzia, którymi anioły posługują się w komunikacji z nami. Postanowiłam zaspokoić swoją ciekawość i tak zaczerpnęłam wiedzy. Anielska liczba 23 składa się z energii i atrybutów cyfry 2 i cyfry 3. Cyfra 2 rezonuje z równowagą, dyplomacją i współpracą, wiarą i zaufaniem, wnikliwością i wrażliwością, partnerstwem i relacjami z innymi, obowiązkiem i służbą, zachętą i szczęściem oraz dążeniem do celu życiowego (realizacją swoich życzeń, marzeń) i misji duszy, wypełnieniem planu Boskiego. Cyfra 3 przynosi wibrację radości i optymizmu, ekspansję i wzr...

LIVE YOUR DREAMS: 23 scenariusze napisane przez życie

Jestem zaskoczona za każdym razem, gdy patrzę w lewy górny róg tej okładki. Choć jak przypomnę sobie podróże po całej Polsce i długie tygodnie, gdy dzień w dzień pisałam do późnej nocy mam pewność, że to jednak nie jest żart. Impulsem do powstania tej książki była kawa z Magdaleną Górką w jednej z łomiankowskich kawiarni. Opowiadałam jej o spotkaniach, które zrealizowałam – Jagoda, z tego powinna być książka… ! – Magda, słowa są zbędne... Codziennie na swojej drodze mijamy cudotwórców. Najczęściej są przebrani za zwykłych ludzi: mówcę motywacyjnego, dyrektora, pisarza, chirurga plastyka, fryzjera stylistę, modelkę, scenarzystkę, wizażystkę, pasjonata gołębi, reportera telewizyjnego, perkusistę, aktorkę teatralną, Podziaranego Tatę, mamę Alexa, malarkę, aktora, żużlowca, siostrę, autora książki, blogerkę, rodziców, księgową. Lubię ich, dlatego zapragnęłam poznać jeszcze bliżej. I tak od słowa do słowa czułam coraz większe flow, zaufanie i pasję. Kiedyś usłyszałam, że ludzie c...