Kim jest dojrzała kobieta? Trudno to jednoznacznie zdefiniować, bo
dojrzewamy na wielu płaszczyznach: biologicznej, emocjonalnej, zawodowej,
społecznej. Naprawdę dorosłe jesteśmy nie wtedy, gdy odbieramy dowód osobisty.
Nawet nie wtedy, gdy mamy dobrą pracę, własne mieszkanie i samochód – to
utożsamiamy raczej z życiową zaradnością. Mówiąc o dojrzałości, najczęściej
mamy na myśli po prostu odpowiedzialność. Za siebie, za swoje słowa i czyny; za
osoby nam bliskie. Jako dojrzałe kobiety nie uciekamy przed konsekwencjami
swoich zachowań. Możemy popełniać głupoty, ale wiemy, z czym to się wiąże i
jaką cenę przyjdzie nam za to zapłacić. Umiemy podejmować słuszne decyzje.
Słuszne, czyli takie, z których wynika coś dobrego nie tylko dla nas, ale
również dla innych. Zdobywamy doświadczenie nie dla samego zdobywania, lecz dla
nauki. Z każdego sukcesu i porażki wyciągamy wnioski na przyszłość. Mamy
szacunek dla drugiego człowieka, jesteśmy empatyczne i wyrozumiałe, bo
wiemy, że każdemu zdarza się popełnić głupi błąd. Ale i nie zapominamy o sobie,
bo pokora wobec świata nie wyklucza dbania o własne interesy i przyjemności.
Tyle, że będąc dorosłymi, zwyczajnie wiemy, gdzie jest granica pomiędzy
samolubstwem a zdrowym egoizmem. Czy taki stan może dotyczyć dwudziestopięcioletniej
kobiety? Z pewnością nie każdej, ale pięknej leszczynianki – bohaterki tej
historii – Tak.
Świadoma siebie; emanująca szczerą, ludzką wrażliwością; wie, czego chce i sama potrafi zadbać, nie tylko o siebie. Wiem też, jaka nie jest: infantylna, niezaradna, chowająca głowę w piasek, udająca kogoś innego. Gdy była siedmioletnią dziewczynką, rodzice rozstali się. Mimo że tata wyprowadził się, to bardzo starał uczestniczyć w jej życiu. Ona została z mamą. Gdy miała dziesięć lat, wyjechały za granicę. Trzy lata mieszkała w Arabii Saudyjskiej, następnie pięć lat w Dubaju. Jako dziecko nie do końca była świadomą tego, co działo się wokół niej. Że żyła w innym kraju, gdzie jest zupełnie inna kultura, gdzie panują inne zwyczaje i obowiązuje inna religia. Wiedziała jednak, że wcale nie musi tego ani negować ani akceptować, tylko zrozumieć. Wówczas w Polsce bywała na okres wakacji. Do 18. roku życia była poza Europą i mimo że dziś przyznała, że brakowało jej, to nie żałuje. Bo miała możliwość uczyć się w szkołach międzynarodowych. Bo znakomicie zna język angielski. Bo poznała masę interesujących ludzi, od których dużo się nauczyła. Bo już przekraczała granice, o których nawet nie myślała, że istnieją. Z bogatym umysłem i bagażem doświadczeń wróciła do Polski i zamieszkała z babcią. Pracowała wówczas, jako recepcjonistka w Fitness Klubie Sporting w Lesznie, gdzie – od razu zdradziła, że – poznała swojego męża. Nie był jej pierwszym chłopakiem, ale wyznała, że w tej relacji poczuła po raz pierwszy, że to może być to. W Sportingu panowała polityka, polegająca na utrzymywaniu dobrych relacji z klubowiczami. Początkowo był on dla niej jednym z tych mężczyzn, którzy tam przychodzili, i z którymi rozmawiała każdego dnia. Aż pewnego, podszedł do niej na recepcję z biznesem. Chciał zrezygnować z karnetu i licząc na jej pomoc, zostawił do siebie numer telefonu. Poprosił, żeby do napisała w momencie, kiedy coś w sprawie zadziała. Podziałała, więc wiadomość napisała. Z wdzięczności zaprosił ją na kolację. Wyznała, że nie umawiała się z klubowiczami. Nie było, więc zaskakujące pytanie, dlaczego zrobiła wyjątek. Odpowiedziała: Ze względu na moją babcię. Po pracy wróciłam do domu i oczywiście babcia zapytała: co tam się działo w pracy? Odpowiedziała, że pomogła takiemu chłopakowi zrezygnować z karnetu i chce ją zaprosić na kolację. Babcia zareagowała: I co? I pójdziesz? Gdzie idziecie? Odpowiedziała: Aaa nie chce mi się, z jakimś facetem tam będę szła.. nie znam go, nie wiem, kto to jest… Babcia nie dawała za wygraną: No a fajny? Ona na to: Nie wiem.. w porządku się wydaje. Ło, co masz do stracenia?! Najwyżej najesz się za darmo – podsumowała jej babcia z uśmiechem. Uległa sile perswazji, bo finalnie dała się zaprosić. Wyznała, że była mile zaskoczoną, bo tematów nie brakowało i długo rozmawiali jeszcze w aucie, gdy po spotkaniu odwiózł ją do domu. Czy wychodząc wiedziała, że to nie było ich ostatnie spotkanie? Odpowiedziała, że wiedziała. On też, zdaje się, że o tym wiedział. Wspaniale im się ze sobą rozmawiało i to było dla niej najważniejsze. Zauważyła, że są też do siebie charakternie podobni. Zaczęli spotykać się częściej i zamieszkali razem. Nie bez powodu, bo już coś planował. Wspomniała, że zawsze powtarzał, że żadnej kobiecie nie oświadczy się dopóki z nią nie zamieszka, bo trzeba siebie poznać. Szybko w jego oczach zdała egzamin partnerki życiowej i perfekcyjnej pani domu, bo dziewięć miesięcy później zapytał, czy zostanie jego żoną. Za półtora roku mieli zaplanowany ślub. Zaczęli myśleć o dziecku. Oboje wiedzieli, że mogą pojawić się komplikacje z zajściem w ciążę z powodu problemów ginekologicznych, które miała w przeszłości. Ona początkowo opierała się z obawy czy jest na to gotową, bo miała zaledwie dwadzieścia jeden lat. On był pewien i chciał spróbować. Przypominał jej, że kochają się; doskonale wiedzą, że chcą ze sobą być i zaraz biorą ślub.. . Po paru miesiącach kobieca intuicja podpowiadała jej, że jej przyszły mąż otrzyma dodatkowy prezent na rocznicę ich poznania się. Intuicja nie zawiodła. Jakby mogła?! Zapytana, jaka była jego reakcja, wyznała, że pełen euforii rzucił się na nią. A ona? Mimo że nie poczuła strachu to miała obawę, jaką miałaby każda młoda mama. Nie martwiła się, jaką będzie mamą, jakie będzie dziecko tylko czy będzie zdrowe. Ciążę wspomina jako cudowny czas realizacji siebie i przede wszystkim poznawania samej siebie. Przyznała, że podczas tych dziewięciu miesięcy dojrzała kilka lat. Była świadomą, że za chwilę mały człowiek będzie po drugiej stronie jej brzucha. Że będzie za kogoś odpowiedzialna. Że lada moment mała istota będzie zwracać się do niej: mamo. Że nie obejrzy się, a będzie miał ważne pytania. Wiedziała, że musi być.., że chce być na tyle dojrzałą, by móc odpowiedzi udzielić, w odpowiedni sposób. Zapytana o początki macierzyństwa, szczerze wyznała, że nie do końca może zdawać sobie sprawę z tego, czym jest ciężkie rodzicielstwo i ciężkie dziecko, które nie chce spać, które ma kolki.. . Jej syn, mając dwa miesiące, przesypiał całe noce (?!). Nawet płaczliwe ząbkowanie ją ominęło. Tylko obserwowała, który już wyszedł ząbek. Wiem, że zazdrości jej teraz nie jedna mama, a co uważa za swój największy sukces macierzyński? Na to pytanie odpowiedziała, że mam trudne pytania.. Bo ważne – powiedziałam. Jednak po chwili zdradziła, że to, że Alex bardzo często się uśmiecha, bo wie, że wynika to w dużej mierze z prawidłowej relacji w domu. To, że jest przede wszystkim bardzo uczuciowy. Uczuć trzeba nauczyć, tej miłości do drugiej osoby – wyznała. Nauczycielką okazała się być wspaniałą, bo jej syn znienacka tupotem małych stóp potrafi przybiec, przytulić i pocałować… . Pod jego wpływem bardzo się zmieniła, bo nie da się nie zmienić. Kiedyś nie była egoistką w życiu, ale wiedziała, że musi być dla siebie najważniejszą. Teraz najważniejszy jest jej syn. Jeszcze nie tak dawno przejmowała się opinią innych. Dzisiaj wie, że niemożliwym jest zadowolić wszystkich, więc skupia się na zadowalaniu swojej rodziny. Nigdy nie żałowała, że w tak młodym wieku została mamą i żoną. Nigdy nie miała poczucia straty najlepszych lat. Bo to są jej najlepsze lata uzupełnione w urodzone przez siebie szczęście. Gdy Alex jest w żłobku, do godziny czternastej ma czas na domowe obowiązki: pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie… . To też jest szczęście. To jest Życie właśnie – kaszuncia, pieluszki, spacerki. A najprostsze rzeczy przynoszą największe radości np., gdy odbiera go ze żłobka i dostrzega iskrę w oku i jego radość, gdy krzyczy na jej widok: mamaaaaaaaa! Mimo że kocha swojego męża i swojego syna nad życie są to dwie odmienne miłości. To są dwie inne planety. Nie można tego opisać, to trzeba poczuć – wyznała. Zapytana o trudne momenty odpowiedziała, że nie miała takich, by strasznie się załamać, bo wiedziała, że ma się, dla kogo starać. Chciałaby Alexa wychować na takiego mężczyznę, który będzie potrafił wspierać kobietę. Żeby nawet, jeśli kiedyś będzie wyłamywał się z norm, to nie bał się o tym mówić. Bo inność nie jest niczym złym to wyjątkowość danej osoby. Chciałaby, żeby nigdy nie bał się być sobą i zawsze sobą pozostał.
Czy Natalia Szczepaniak spełniła swoje marzenie? Bez zastanowienia odpowiedziała: Zdecydowanie. Chociaż.. Ja nawet nie marzyłam, to stało się samo.. – dodała. Czy mama Alexa ma myśl przewodnią? W wieku osiemnastu lat wytatuowała sobie, w języku angielskim słowa z Biblii, które po przetłumaczeniu brzmią tak: Ona jest odziana w siłę i dumę i uśmiecha się bez obawy o przyszłość. Nadal są jej bliskie, bo żyje tu i teraz, bez obawy o przyszłość. Niech dzieje się dobrze, a ona tym cieszy. Czego mogłabym jej życzyć – nie tylko w dniu jej święta – podpowiedziała: Oprócz zdrowia, zaufania, by ono zawsze było i żebyśmy nie zapomnieli o najważniejszych priorytetach w życiu. Że drugiego człowieka i rodziny nie powinno się odkładać na później. Że nie ważne, co wszyscy dookoła, tylko żebyśmy my trzymali się razem.
Nie dążymy do perfekcji. Dążymy do tego, żeby żyć lepiej razem – przeczytałam w książce doktora Roizena.
Żyć lepiej razem?
To potrafi każdy z nas.
A taką mamą jak ta cudna dziewczyna sama chciałabym się stać.
J.Świadoma siebie; emanująca szczerą, ludzką wrażliwością; wie, czego chce i sama potrafi zadbać, nie tylko o siebie. Wiem też, jaka nie jest: infantylna, niezaradna, chowająca głowę w piasek, udająca kogoś innego. Gdy była siedmioletnią dziewczynką, rodzice rozstali się. Mimo że tata wyprowadził się, to bardzo starał uczestniczyć w jej życiu. Ona została z mamą. Gdy miała dziesięć lat, wyjechały za granicę. Trzy lata mieszkała w Arabii Saudyjskiej, następnie pięć lat w Dubaju. Jako dziecko nie do końca była świadomą tego, co działo się wokół niej. Że żyła w innym kraju, gdzie jest zupełnie inna kultura, gdzie panują inne zwyczaje i obowiązuje inna religia. Wiedziała jednak, że wcale nie musi tego ani negować ani akceptować, tylko zrozumieć. Wówczas w Polsce bywała na okres wakacji. Do 18. roku życia była poza Europą i mimo że dziś przyznała, że brakowało jej, to nie żałuje. Bo miała możliwość uczyć się w szkołach międzynarodowych. Bo znakomicie zna język angielski. Bo poznała masę interesujących ludzi, od których dużo się nauczyła. Bo już przekraczała granice, o których nawet nie myślała, że istnieją. Z bogatym umysłem i bagażem doświadczeń wróciła do Polski i zamieszkała z babcią. Pracowała wówczas, jako recepcjonistka w Fitness Klubie Sporting w Lesznie, gdzie – od razu zdradziła, że – poznała swojego męża. Nie był jej pierwszym chłopakiem, ale wyznała, że w tej relacji poczuła po raz pierwszy, że to może być to. W Sportingu panowała polityka, polegająca na utrzymywaniu dobrych relacji z klubowiczami. Początkowo był on dla niej jednym z tych mężczyzn, którzy tam przychodzili, i z którymi rozmawiała każdego dnia. Aż pewnego, podszedł do niej na recepcję z biznesem. Chciał zrezygnować z karnetu i licząc na jej pomoc, zostawił do siebie numer telefonu. Poprosił, żeby do napisała w momencie, kiedy coś w sprawie zadziała. Podziałała, więc wiadomość napisała. Z wdzięczności zaprosił ją na kolację. Wyznała, że nie umawiała się z klubowiczami. Nie było, więc zaskakujące pytanie, dlaczego zrobiła wyjątek. Odpowiedziała: Ze względu na moją babcię. Po pracy wróciłam do domu i oczywiście babcia zapytała: co tam się działo w pracy? Odpowiedziała, że pomogła takiemu chłopakowi zrezygnować z karnetu i chce ją zaprosić na kolację. Babcia zareagowała: I co? I pójdziesz? Gdzie idziecie? Odpowiedziała: Aaa nie chce mi się, z jakimś facetem tam będę szła.. nie znam go, nie wiem, kto to jest… Babcia nie dawała za wygraną: No a fajny? Ona na to: Nie wiem.. w porządku się wydaje. Ło, co masz do stracenia?! Najwyżej najesz się za darmo – podsumowała jej babcia z uśmiechem. Uległa sile perswazji, bo finalnie dała się zaprosić. Wyznała, że była mile zaskoczoną, bo tematów nie brakowało i długo rozmawiali jeszcze w aucie, gdy po spotkaniu odwiózł ją do domu. Czy wychodząc wiedziała, że to nie było ich ostatnie spotkanie? Odpowiedziała, że wiedziała. On też, zdaje się, że o tym wiedział. Wspaniale im się ze sobą rozmawiało i to było dla niej najważniejsze. Zauważyła, że są też do siebie charakternie podobni. Zaczęli spotykać się częściej i zamieszkali razem. Nie bez powodu, bo już coś planował. Wspomniała, że zawsze powtarzał, że żadnej kobiecie nie oświadczy się dopóki z nią nie zamieszka, bo trzeba siebie poznać. Szybko w jego oczach zdała egzamin partnerki życiowej i perfekcyjnej pani domu, bo dziewięć miesięcy później zapytał, czy zostanie jego żoną. Za półtora roku mieli zaplanowany ślub. Zaczęli myśleć o dziecku. Oboje wiedzieli, że mogą pojawić się komplikacje z zajściem w ciążę z powodu problemów ginekologicznych, które miała w przeszłości. Ona początkowo opierała się z obawy czy jest na to gotową, bo miała zaledwie dwadzieścia jeden lat. On był pewien i chciał spróbować. Przypominał jej, że kochają się; doskonale wiedzą, że chcą ze sobą być i zaraz biorą ślub.. . Po paru miesiącach kobieca intuicja podpowiadała jej, że jej przyszły mąż otrzyma dodatkowy prezent na rocznicę ich poznania się. Intuicja nie zawiodła. Jakby mogła?! Zapytana, jaka była jego reakcja, wyznała, że pełen euforii rzucił się na nią. A ona? Mimo że nie poczuła strachu to miała obawę, jaką miałaby każda młoda mama. Nie martwiła się, jaką będzie mamą, jakie będzie dziecko tylko czy będzie zdrowe. Ciążę wspomina jako cudowny czas realizacji siebie i przede wszystkim poznawania samej siebie. Przyznała, że podczas tych dziewięciu miesięcy dojrzała kilka lat. Była świadomą, że za chwilę mały człowiek będzie po drugiej stronie jej brzucha. Że będzie za kogoś odpowiedzialna. Że lada moment mała istota będzie zwracać się do niej: mamo. Że nie obejrzy się, a będzie miał ważne pytania. Wiedziała, że musi być.., że chce być na tyle dojrzałą, by móc odpowiedzi udzielić, w odpowiedni sposób. Zapytana o początki macierzyństwa, szczerze wyznała, że nie do końca może zdawać sobie sprawę z tego, czym jest ciężkie rodzicielstwo i ciężkie dziecko, które nie chce spać, które ma kolki.. . Jej syn, mając dwa miesiące, przesypiał całe noce (?!). Nawet płaczliwe ząbkowanie ją ominęło. Tylko obserwowała, który już wyszedł ząbek. Wiem, że zazdrości jej teraz nie jedna mama, a co uważa za swój największy sukces macierzyński? Na to pytanie odpowiedziała, że mam trudne pytania.. Bo ważne – powiedziałam. Jednak po chwili zdradziła, że to, że Alex bardzo często się uśmiecha, bo wie, że wynika to w dużej mierze z prawidłowej relacji w domu. To, że jest przede wszystkim bardzo uczuciowy. Uczuć trzeba nauczyć, tej miłości do drugiej osoby – wyznała. Nauczycielką okazała się być wspaniałą, bo jej syn znienacka tupotem małych stóp potrafi przybiec, przytulić i pocałować… . Pod jego wpływem bardzo się zmieniła, bo nie da się nie zmienić. Kiedyś nie była egoistką w życiu, ale wiedziała, że musi być dla siebie najważniejszą. Teraz najważniejszy jest jej syn. Jeszcze nie tak dawno przejmowała się opinią innych. Dzisiaj wie, że niemożliwym jest zadowolić wszystkich, więc skupia się na zadowalaniu swojej rodziny. Nigdy nie żałowała, że w tak młodym wieku została mamą i żoną. Nigdy nie miała poczucia straty najlepszych lat. Bo to są jej najlepsze lata uzupełnione w urodzone przez siebie szczęście. Gdy Alex jest w żłobku, do godziny czternastej ma czas na domowe obowiązki: pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie… . To też jest szczęście. To jest Życie właśnie – kaszuncia, pieluszki, spacerki. A najprostsze rzeczy przynoszą największe radości np., gdy odbiera go ze żłobka i dostrzega iskrę w oku i jego radość, gdy krzyczy na jej widok: mamaaaaaaaa! Mimo że kocha swojego męża i swojego syna nad życie są to dwie odmienne miłości. To są dwie inne planety. Nie można tego opisać, to trzeba poczuć – wyznała. Zapytana o trudne momenty odpowiedziała, że nie miała takich, by strasznie się załamać, bo wiedziała, że ma się, dla kogo starać. Chciałaby Alexa wychować na takiego mężczyznę, który będzie potrafił wspierać kobietę. Żeby nawet, jeśli kiedyś będzie wyłamywał się z norm, to nie bał się o tym mówić. Bo inność nie jest niczym złym to wyjątkowość danej osoby. Chciałaby, żeby nigdy nie bał się być sobą i zawsze sobą pozostał.
Czy Natalia Szczepaniak spełniła swoje marzenie? Bez zastanowienia odpowiedziała: Zdecydowanie. Chociaż.. Ja nawet nie marzyłam, to stało się samo.. – dodała. Czy mama Alexa ma myśl przewodnią? W wieku osiemnastu lat wytatuowała sobie, w języku angielskim słowa z Biblii, które po przetłumaczeniu brzmią tak: Ona jest odziana w siłę i dumę i uśmiecha się bez obawy o przyszłość. Nadal są jej bliskie, bo żyje tu i teraz, bez obawy o przyszłość. Niech dzieje się dobrze, a ona tym cieszy. Czego mogłabym jej życzyć – nie tylko w dniu jej święta – podpowiedziała: Oprócz zdrowia, zaufania, by ono zawsze było i żebyśmy nie zapomnieli o najważniejszych priorytetach w życiu. Że drugiego człowieka i rodziny nie powinno się odkładać na później. Że nie ważne, co wszyscy dookoła, tylko żebyśmy my trzymali się razem.
Nie dążymy do perfekcji. Dążymy do tego, żeby żyć lepiej razem – przeczytałam w książce doktora Roizena.
Żyć lepiej razem?
To potrafi każdy z nas.
A taką mamą jak ta cudna dziewczyna sama chciałabym się stać.
Natalia jestem zachwycona tym co przeczytałam pełna podziwu gratuluję piękna treść w doskonały sposób przekazana droga do miłości macierzyństwa i spełnienia się jako żona i matka całuję cieplutko babciaAla
OdpowiedzUsuń