Jak sam wyznał jest szczęściarzem,
bo jako nastolatek już wiedział, co chce robić w życiu. Pamięta do dziś, jak
siedział u swoich rodziców w salonie i oglądając Regaty o America’s Cup narodziło
się wielkie marzenie.. . Postanowił, że będzie projektował i budował jachty, a
później na nich pływał. Pochodzi z Elbląga i wyjechał na studia niedaleko, do
Gdańska. Zdecydował się na oceanotechnikę i okrętownictwo, które wtedy były
jednym kierunkiem. Już z początkiem studiów wykładowcy pokazali mu, ile student
jest wart na pierwszym roku. Był chłopakiem, szukającym wiedzy, uczestniczącym
we wszystkich konsultacjach, dlatego wykładowcy pytali go: panie Hillar, czy
nie może pan trochę normalnie postudiować?, a nie pan ciągle zawraca gitarę. Nie
krył, że było to demotywujące do tego stopnia, że zaczął zastanawiać się, czy
da radę osiągnąć swoje cele, plany i marzenia. Chciał zrezygnować z politechniki
na pierwszym roku i pójść do marynarki wojennej jednak nie zrobił tego. Nie bez
kozery, bo na drugim roku studiów trafił na osobę z branży okrętowej, która
wyciągnęła pomocną dłoń. Usłyszał: panie Hillar, słyszałem, że pan się
wychylasz? Też tak słyszałem – odpowiedział, ale słyszałem też, że szukasz wiedzy.
Wtedy powiedział mu słowa, które zostały z nim do dzisiaj: słuchaj, wiedza jest
w książkach. Pamięta moment, kiedy poszedł do empiku i zobaczył regały
książek.., że tam jest absolutnie wszystko.., że z każdej branży, z każdej
dziedziny są książki. To był również ten moment, kiedy trafił na rozwój
osobisty, i kiedy wszystko się zaczęło. Jego pierwszą lekturą była książka:
Maksimum osiągnięć B. Tracy, po której – jak sam twierdzi – stał się „niepoprawnym
rozwojowcem”. Czytał tony książek, ale wiedzę tam zawartą stosował, bo już
wtedy wiedział, że samo kupowanie i czytanie książek nic nie daje. Pamięta do
dziś, jak czytał tę książkę, wracał na uczelnię i dzielił się wiedzą z kumplami,
pytając: macie cele, plany i marzenia ? oni odpowiadali: mamy. On mówił: to ja
wiem, co trzeba robić. Oni zdziwieni pytali: co takiego ?! w odpowiedzi
usłyszeli: musimy sobie to wizualizować. Wytłumaczył, że Tracy napisał w
książce, że ludzie, którzy odnoszą sukces są cholernie pewni siebie.., że tam
znajduje się ćwiczenie na pewność siebie, które on wykonuje codziennie. Wtedy
został uznany za wariata, bo jest naiwny do dzisiaj. Cokolwiek mu ludzie mówią,
on w to wierzy. Interesując się okrętownictwem zatrudnił się w jednej spółce na
stanowisku „pionka do spraw nieważnych”. Pracując w tej firmie, w ciągu dwóch
lat, został prezesem zarządu spółki. To było niesamowite, bo ludzie, którzy
uważali go za wariata między innymi jego wykładowcy stali się jego klientami, a
kumple – pracownikami. Dzięki tej historii do dzisiaj wierzy, że przy pomocy
rozwoju osobistego można nauczyć się i osiągnąć wszystko. Był mężczyzną przed
trzydziestką, kiedy zaczął zarabiać potężne pieniądze. Był kreatywny i jest,
ale dzisiaj wie, że można się rozwijać kompetencyjnie, czyli można zdobyć
wszelkie umiejętności do tego, aby zdobyć pieniądze, ale trzeba też bardzo
mocno rozwijać się mentalnie. Zapytał mnie, czy słyszałam o takich ludziach,
którzy są młodzi, mają dużo pieniędzy i są totalnymi burakami?? bo on takich
znał i wtedy sam takowym się stał. Dzisiaj przedstawia to trochę metaforycznie,
że jeżeli przyjmujesz taką postawę do wszechświata, że wszystko wiesz.., że nic
nie musisz.., że jesteś panem świata to wtedy wszechświat przychodzi i mówi coś
takiego: na pewno młody człowieku już wszystko wiesz ? to cię sprawdzę. I
wszechświat rzucił karty na stół.. tylko jak wszechświat rzuca karty to bardzo
mocne karty.. . Tak się potoczyły jego sprawy, że w przeciągu niecałego roku
stracił absolutnie wszystko. Wyznał, że to była pierwsza lekcja pokory i jednocześnie
moment zwrotny. Szukał pomocy w sobie i wśród innych. Pewnego dnia dowiedział
się o wyjeździe na National Achievers Congress do Londynu, który gościł
wielkich ludzi świata rozwoju i biznesu. Wiedział, że nie może go tam zabraknąć,
dlatego poleciał. Tam 10 000 ludzi na sali, a wśród nich on. Na scenie
wielkie osobowości, wychodząca jedna po drugiej.. oni mówili mniej więcej tak:
mieliśmy problemy, mamy problemy i będziemy mieć problemy.. pomyślałem: sami
swoi.. jak ja ich rozumiem.. – opowiadał. Doskonale pamięta moment, który go
poruszył. Na scenę wszedł człowiek, który powiedział, że jest zwykłym facetem,
tylko umiejętności ma niezwykłe, a te każdy może zdobyć. Ten człowiek na jego
oczach w 90 minut zarobił 2,5 miliona złotych, sprzedając produkty ze sceny
jeden do wielu. Wtedy powiedział sobie: ja się muszę tego nauczyć. Jeżeli ja
będę w stanie sprzedawać w ten sposób to rozwiążę absolutnie wszystkie swoje
problemy. Wrócił do Polski i zainwestował wszystkie pieniądze - których nie
miał - we współpracę z tym człowiekiem. Dzisiaj opowiada ze sceny i ludzie
pytają go, jak on to zrobił. Sama też zapytałam. Wyznał, że to jest
niesamowite, bo ludzie uważają, że aby cokolwiek osiągnąć w życiu potrzebują
pewnego rodzaju zasobu. Tłumaczył, że jeżeli zapytasz ludzi dlaczego nie
odnoszą sukcesu, albo dlaczego jeżdżą tym samochodem, a nie tym.., dlaczego
mieszkają tu albo tu.., dlaczego nie mają wakacji, dlaczego nie podróżują.. to
ludzie wymyślają różne rzeczy. Bo nie mam pieniędzy, nie mam czasu, nie mam
narzędzi. To są zasoby fizyczne oraz zasoby finansowe. Dzisiaj z perspektywy
czasu twierdzi, że ludzie mają w sobie wszystkie zasoby, które są potrzebne,
aby robić wszystko, co trzeba. Tymi zasobami są: motywacja, determinacja i
kreatywność. Wyjaśnił, że ludzie robią coś w życiu z dwóch powodów. Z
determinacji i siły, która jest jego zdaniem motywacją. Zaznacza, że ludzie
rzadziej robią coś z motywacji niż z determinacji. On był bardzo zdeterminowany
i wtedy uaktywniła się jego kreatywność. Dzisiaj powtarza swoim klientom i
ludziom, że życie was pokopie tak, że sięgniecie po tę kreatywność, albo niech
was nie pokopie, tylko zacznijcie nad tym pracować. Znalazł w Polsce kilka grup
ludzi otwartych na wiedzę na temat wystąpień biznesowych i sprzedaży ze sceny,
którym opowiedział o wydarzeniu w Londynie. Poinformował, kiedy tam będzie w najbliższym
czasie i zaproponował, że za każdym razem, kiedy będzie wracał, będzie jechał
do nich i na gorąco przekazywał wszystko, czego się nauczył. Zadając pytanie,
czy tego chcą, na odpowiedź długo nie musiał czekać. Poinformował o kosztach,
ustalając określoną kwotę, której od nich potrzebował. Cieszył się, bo znalazł
sposób, dzięki czemu zaczęło się to samo finansować. Zdobywał gigantyczną
wiedzę i korzystając z niej, automatycznie przekazując dalej, uczył się. Miał
ogromną przewagę, ponieważ wiedzę z zagranicy starał się dopasować do polskiej
mentalności, co nie było czymś łatwym. Zajmując tym życie zaczął o sobie mówić,
że jest ekspertem od wystąpień publicznych. Zapytany o to, czy nie bał się tego
słowa odpowiedział, że absolutnie tak. Po chwili uzupełnił: ale jestem też
przykładem gościa, który działał na zasadzie trzmiela. Amerykańscy naukowcy –
podobno ważni – zbadali trzmiela i wystawili mu glejt, że trzmiel nie ma prawa
latać.. bo albo skrzydełka ma za małe, albo masa jego jest za duża.. . Fizyka
mówi: nie masz prawa latać. Tylko trzmiel nadal lata, bo nie zna amerykańskich
naukowców, tym bardziej nie zna wyników ich badań. Ja nie wiedziałem, że trzeba
mieć doświadczenie na scenie, by uczyć wystąpień publicznych. Nie wiedziałem,
dlatego zacząłem ich uczyć. Chodził po wszystkich networkingach, darmowych
spotkaniach, gdzie mówił, że nazywa się Krzysztof Hillar – samo H i dwa l – i
jest najlepszy z wystąpień publicznych. Pamięta, jak ludzie mówili: jak
wystąpień publicznych.. gdzie Ty występowałeś ?! odpowiadał, że nigdzie, ale że
jest najlepszy. W pewnym momencie życia, ktoś powiedział do niego: no dobra, to
pokaż, co potrafisz i on zbudował swoje wystąpienie. Sekunda po sekundzie.
Minuta po minucie. Bo wiedział, że komunikacja to są narzędzia. W Londynie
uczył się systemu, jak mówić.. to jest wiedza, to jest umiejętność.. co
konkretnie od czego się zaczyna – uzupełnił. Budował je miesiąc, trenował i
wtedy uczył się na pamięć. Do dzisiaj pamięta ten dzień: było lato.. ja
garnitur, spocony.., non stop w toalecie.., na wymioty.. stres na potęgę.
Mówiłem sobie: nie wyjdę, nie dam rady.. emocje, ale powiedziałem też sobie, że
no dobra, to jest moja szansa i zapowiedzieli mnie, wyszedłem i wystartowałem z
tą swoją prezentacją. Mija 90 minut – bo tyle to trwało – i dostaję turbo
owacje na stojąco.. i pamiętam, że wtedy – aż teraz to czuję – głęboko się
wzruszyłem i powiedziałem sobie: kuźwa, to działa.. ta wiedza, ten czas, ta
nauka.. to zadziałało i to był moment zwrotny. Wkrótce zorganizował pierwszy
warsztat, który nazwał Symulatorem Wystąpień Publicznych. Warsztat liczył
cztery osoby. Jedna z uczestniczek, będąca w szczęśliwej czwórce,
zaproponowała, że zorganizuje mu grupę. Opowiadał, że pamięta jak dziś: mała
salka, ja garnitur, spinki.. pełna gala jakbym miał się spotkać z
prezydentem.., a na publiczności cztery osoby, które nie do końca wiedziały, po
co przyszły. Wtedy zarobił pierwsze 50 czy 100 zł. Wracał do domu i cieszył się
jak dzieciak. Wiedział, że ta suma nie rozwiąże jego problemów, ale miał dowód,
że jego wystąpienie działa, bo te cztery osoby przyszły, zapłaciły i były
przeszczęśliwe. Wiedział też, że teraz tylko musi zrobić to na większą skalę. I
zrobił. Symulator Wystąpień Publicznych zaczął się rozwijać. Wystąpienia
organizował co dwa, trzy miesiące, na których pojawiało się 20 osób, 50 osób..
. To był czas, kiedy rozwój osobisty miał dopiero swój początek. Wtedy
Dominator Marketing organizował konferencję, liczącą około 200 osób, podczas
której dostał możliwość wystąpienia. Wówczas jego Symulator… kosztował około
500 zł. Mówi: miałem 200 osób, wchodziłem na 90 minut, miałem system i
sprzedawałem. Powiedzmy, że 37 % osób z sali wstawało, sięgało po kartę i
kupowało mój produkt. W tamtym momencie moje problemy finansowe już przestały
być dla mnie większym problemem, bo zaczęły się minimalizować. Od tego czasu
nie zwalniał tempa na rynku rozwoju osobistego. Pewnego dnia jeden z gości
wystąpienia przyszedł do niego z prośbą o pomoc w firmie. Wyznał, że niestety
nie był w stanie pomóc, ale pomyślał, co można z tym zrobić. Następnego dnia
był na kawie z pewną dziewczyną – Joanną Gdaniec, która opowiedziała, że ma wiedzę,
ma doświadczenie i jej marzeniem jest zrobić projekt, o który przed chwilą go
zapytano. Powiedział: OK., super, bo wiedział, że za chwilę ich pozna. I do
dnia dzisiejszego budują cudowne rzeczy – wyznał. Okazało się, że Joanna ma
siostrę, która na rynku w biznesie była bardzo znana. Zbieg okoliczności czy
wyrachowany plan ?! Joanna powiedziała: Beata, ty musisz poznać Hillara.
Odpowiedziała: Tak, a kto to jest?! Gdy został jej przedstawiony jako magik od
sceny, robiący cudowne rzeczy, zapytała: Tak? A gdzie on stał?! Nigdzie. Kiedy
dowiedziała się, że na rynku jest 4-5 miesięcy, śmiejąc się stwierdziła, że z
samobójcami nie potrzebuje pracować. Że jak będzie miał 3-4 lata doświadczenia
i przeżyje na rynku w temacie wystąpień publicznych to może do niej wpaść.
Każdy z nich chciał budować jakąś scenę biznesową na rynku. Odbyli wiele rozmów
na temat tego, że może zbudują jedną wielką, a nie każdy swoją. Żadne z nich
nie było do tego przekonane i być może właśnie dlatego powstała spółka
Momentum: Beata Kapcewicz, Joanna Gdaniec, Krzysztof Hillar. Realizowali
projekt jeden za drugim, pojawiali się u nich coraz to więksi partnerzy. Spółka
ta była dla niego ogromnym rozwojem, bo Symulator Wystąpień Publicznych
przestał istnieć, a powstał Super Speaker System, czyli skuteczność i
profesjonalizm na każdej scenie. Zaczął występować na różnych konferencjach
wśród między innymi B. Tracy. Poznałem
człowieka, dziękowałem mu za jego książki, zjadłem z nim obiad – coś pięknego.
Zaczął też wspierać duże korporacje. Wyznał, że rozwijał się jak wariat.
Dowiedziałam się, że jest człowiekiem, który rozwija się do momentu jeżeli
widzi wokół siebie ludzi większych od niego. Zawsze stara się dołączyć do
zespołu większego, aby mógł innych gonić. Rozwija się szybko, więc jeżeli dochodzi
do momentu, kiedy dogania tych ludzi, zaczyna rosnąć bardziej to zaczyna mu być
niewygodnie. Nadszedł czas, kiedy spółka Momentum rozwinęła się do tego
stopnia, że każdy miał poczucie, że potrzebuje więcej przestrzeni. Wiedział, że
ma wizję i nie było sensu się ograniczać. Sprzedał swoje udziały w spółce
Beacie. Joanna zrobiła to samo. Beata przejęła firmę w stu procentach i do
dzisiaj rozwija ją w swoim kierunku. Joanna wspiera projekty dużych firm,
spełnia się i realizuje w swojej formie, a on zrealizował projekt myhillar.com.
Założył własną spółkę, w której jest sterem i okrętem i rozwija się dalej. Zdradził
mi, że ta firma ma sprawić, że zrealizuje dzisiaj absolutnie wszystko, co chce.
A czego chce ? Ma ogromną mapę marzeń. Chce zautomatyzować firmę; chce żeby
jego dzieciaki były totalnie niezależne finansowo do końca życia; chce
podróżować.. jak sam wyznał: chcę spakować siebie i Soszyńską w plecak i po
prostu pojechać w świat i rozwijać biznes. Napisał książkę Przemawiaj i zarabiaj,
o sztuce komunikacji w życiu i biznesie, w której wpisał podziękowania i
podarował swoim rodzicom. Bardzo go wspierają i cieszą się z tego, co osiągnął
mimo że wątpliwości ich nie opuszczały. Wspominał moment, kiedy stawiał
pierwsze kroki w branży i jeździł do mamy, która zawsze martwiła się o niego,
pytając: Krzysztof, czy z tego są pieniądze ? Pamięta, jak mama dawała mu 50 zł
i mówiła: masz, weź sobie, bo ci się przyda. On finansowo był niezależny, więc
odpowiadał: weź daj spokój.. . Ona wierzyła, że zawsze mu pomoże, co też zawsze
bardzo cenił. Jednak najbardziej cieszą się z tego, że ma swoją rodzinę i to
jest dla nich najważniejsze. Wyznał, że z Magdą poznali się totalnie przez
przypadek. Cóż, przypadki rządzą człowiekiem, więc jakby inaczej. Przyjaciółka
wyciągnęła ją na szkolenie, na którym on występował. Miała wtedy szalony dzień
i niestety w trakcie jego wystąpienia musiała wyjść. Było jej strasznie głupio,
więc później napisała do niego wiadomość, przepraszając za tę sytuację. To był
ich pierwszy kontakt. Minął jakiś czas i odezwała się do niego ponownie. Nie miała
żadnych niecnych planów. Chciała, żeby pomógł jej biznesowo przy otwarciu jej
szkoły tańca. W końcu trafiła do niego na warsztaty rozwojowe i – jak się
dowiedziałam – tam ją trafiło. Opowiadał, że Magda była jedyną osobą, która
podczas tych warsztatów czegoś nie zrozumiała. Pytał uczestników, czy wszystko
jasne i Magdalena Soszyńska podniosła rękę. Zaczęła zadawać milion pytań… Od
razu wiedziałem, że to kosmitka – śmiejąc się wyznał. Ona z kolei po tym
szkoleniu była przepełniona pozytywnymi wibracjami, zupełnie jakby była w
jakiejś euforii. Podeszła do niego i powiedziała: Stary, chyba się w Tobie
zakochałam. Wyjdziesz za mnie ?
Oczy mi
się zrobiły jak pięciozłotówki i wybąkałem, że nie – ze śmiechem opowiadał.
Zatkało go, co rzadko mu się zdarza. W tamtym czasie miał jeszcze żonę. Ten
związek wyglądał jak wyglądał, ale był normalnym facetem w związku. Soszyńska
wypaliła z takim tekstem, patrząc na mnie tymi wielkimi oczami, a ja stałem w
szoku (śmiech). Co się wydarzyło, że jednak ich drogi się skrzyżowały? Otóż ten
moment, kiedy Magda mu się oświadczyła, mocno utkwił mu w pamięci. Nie
wiedział, czy ona mówiła poważnie, czy nie.. . Piętnaście minut później gdzieś
ją złapał i powiedział jej: Tak. Ona w pierwszym momencie nie wiedziała, o co
mu chodzi: jakie, „tak”?!. Kiedy skojarzyła fakty, pomyślała, że zwariował i
pojechała do domu. Później była długa przerwa. Magda była już w trakcie
rozwodu, jego związek już właściwie nie istniał. Wyznał, że z byłą żoną żyli
obok siebie, mocno uciekał w pracę. Finalnie rozwiódł się i poświęcił pracy maksymalnie.
Oboje z Magdą byli więc prywatnie poturbowani. W jego życiu przewijała się
gdzieś w tle, ale tylko biznesowo. W końcu jednak z tego narodziło się coś
więcej… . Ona była kobietą, która od początku wiedziała, czego chce. Kiedy
zaczęli ze sobą być, od razu powiedziała, że szuka męża, a nie przygody. On
natomiast po rozstaniu z pierwszą żoną miał wizję wolności. Plan był bardzo
prosty: wynająć apartament w Sopocie, kupić sportowy wóz i poświęcić się pracy.
Nie chciał się w nic pakować, chciał być wolny. Kiedy ona powiedziała o mężu,
on zdębiał. Nie rozumiał, dlaczego zamiast wolności chce męża. Kiedy dowiedział
się, że ma syna.. zupełnie sobie tego nie wyobrażał. Dużo o tym rozmawiali.
Wytłumaczyła mu, że chce mieć prawdziwą rodzinę. Faceta, z którym się poukłada,
i który dogada się z jej synem, Julkiem. Okazało się, że przedstawiła mu model
rodziny, którą on zawsze chciał mieć. To jest niesamowite. Ktoś kiedyś
powiedział, że ludzie, którzy nie uczą się na własnych błędach to są głupki.
Ludzie, którzy uczą się na własnych błędach są mądrzy. Ludzie, którzy uczą się
na błędach innych są podobno geniuszami. On – jak twierdzi – jest gościem,
który nie lubi dwa razy popełniać tych samych błędów. Moja była żona to fajna
babka, więc dlaczego nie wyszło ? Głęboko to przeanalizowałem i zrozumiałem, że
dołożyłem do tego swoją solidną cegiełkę. Komunikacja, której on uczy jest
życiową umiejętnością, dlatego dużo rozmawiał z Magdą. Wytłumaczył jej,
dlaczego jego poprzednie małżeństwo się rozpadło i powiedział jakich błędów nie
chce popełniać. Dzisiaj tworzą projekt Rodziny z Odzysku. Co jest lepsze niż
rodzina, którą miałem ? bo przecież miałem rodzinę – zapytał samego siebie, bo odpowiedzieć
potrafił: Rodzina w kontakcie. Oboje z Magdą przeszli swoje i czegoś się
nauczyli. Rozmowa to klucz. Często pyta Soszkę, kiedy czuje się kochana, kiedy
szanowana, kiedy szczęśliwa ? Okazuje się, że kiedy pyta, dostaje odpowiedzi.
Wystarczy słuchać. Bo.. wyznał mi, że faceci zakładają zbyt wiele rzeczy. Magda
na początku ich związku powiedziała tak: słuchaj, ja potrzebuję randek. Co
najmniej trzy tygodniowo. On jest mężczyzną, który dużo pracuje, więc wtedy
pomyślał: kuźwa ten związek nie ma szans.. Postanowił, że zapyta ją, co rozumie
pod słowem: randka. I jak się okazało dobrze, że to zrobił, bo wyznał: facet
myśli: kino, restauracja, trzeba wyjść.. organizować kwiaty.. Kto by miał na to
czas i pieniądze.. . Ona odpowiedziała: chodzi o to, że jakbyśmy wieczorem
położyli dziecko spać to żebyśmy razem zrobili sałatkę.. RAZEM.., wypili sobie
dobrą herbatę z miodem i cytryną, albo jakieś dobre wino jeśli mamy ochotę i
posiedzieli sobie i pogadali o fajnych rzeczach, nie patrząc w telefony… . On
powiedział: Ty Soszyńska.., to nie jest randka. Ona na to: widzisz, jest.
Wyznał mi, że w swojej poprzedniej relacji myślał, że jak kupi swojej żonie piękny
sportowy wóz to ma milion punktów na dziesięć lat. Pamięta, jak jego była żona
mówiła: jadę na Ibizę. On odpowiadał: jedź. Myślał, że umożliwiając jej to
wszystko jest okej. Dzisiaj wie, że to guzik prawda, bo nie o to jej chodziło.
Dlatego nie popełnia tych samych błędów, mimo że problemy pojawiają się jak w
każdym związku, więc jak je rozwiązują ? Przede wszystkim nie dają im urosnąć
do rangi mega problemu, czyli znowu: rozmawiają.. . On jest wierci-dziura.
Kiedy widzi, że coś jest nie tak, nie daje spokoju. Nie ma szans, by zasnąć z
fochem. Będzie tak długo męczył, aż przegadają sprawę. Nie ma opcji, żeby
zasnęli bez rozwiązania problemu. To jest właśnie rzecz, którą robią lepiej niż
w poprzednich związkach. Mają świadomość, że udany związek to codzienna ciężka
robota. Śmieją się, że oboje są z odzysku, z drugiego sortu. Stąd właśnie nazwa
ich bloga. Rodziny patchworkowe, podobne do nich, ale też te, które nazywają
normalnymi, często do nich piszą. Pytają, jak im to wszystko wychodzi, jak się
dogadują. Wyznał, że nie są chodzącymi ideałami.. . Każdy potrafi mieć udany
związek, tylko trzeba chcieć. Mają pewien system. Są cztery fazy związku. Na
początku jest ten etap ciu-ciu-ciu titu-titu. Jesteśmy zakochani i kreatywni.
Facet staje na głowie. Wszystko potrafi, rozmawia, słucha, a ona spełnia wszystkie
jego marzenia, jest cudownie. Z czasem jednak zaczynają się pojawiać małe
pierdołki i detale, typu brak podstawki pod kubkiem czy trzaskanie drzwiami w
aucie. Jeśli na tym etapie je zignorujemy i nie przegadamy ich, wchodzimy w
kolejny etap. Etap z lekką złością. Ten z kolei bez rozmowy wchodzi w „zawsze
to robisz”, „nigdy nie możesz” itd. Wszystkie drobiazgi wzrastają do rangi
problemu i zaczyna się bolesne generalizowanie. Ostatnia faza to faza
obojętności. Jeśli nie załatwimy wcześniejszych spraw, zaczynamy żyć osobno,
stajemy się obojętni dla siebie. Oni starają się wszystko załatwiać na etapie
ciu-ciu, ewentualnie lekkiej złości. To się u nich sprawdza – z zaangażowaniem
opowiadał. Przetestuję – w tamtym momencie pomyślałam i sobie obiecałam ! : ) Prowadząc
bloga Rodzina z Odzysku, relacjonują swoje prywatne życie. Ich fanów przybywa.
Nic dziwnego. W tej chwili w sieci wszystko jest upiększone. Kobiety zawsze
piękne, zawsze w pełnym makijażu; dzieci idealnie ubrane; piękne domy
wysprzątane na błysk.. . U nich zdarza się bałagan czy podarte spodnie. Chcą
być autentyczni. I są. Chcą inspirować, ale tym, co jest rzeczywiste. I tym
inspirują, co nie ulega wątpliwości, bo odzew ludzi jest ogromny. Nie
spodziewali się takiego. Nie wiedzą, co będzie w przyszłości, ale jedno wiedzą
na pewno, że chcą już na zawsze być w kontakcie.., bo kiedyś jak miał wyjazdy
służbowe, przeciągał powrót. Teraz chce jak najszybciej być w domu, bo tęskni.
I dobrze wie, że nie ma świecie lepszego miejsca niż obok. Obok Julka, Amelki i
Soszki. Jego myślą przewodnią są słowa, które powiedział mu tata z początkiem
jego dojrzewania: Jeżeli jest problem, to jest rozwiązanie. Jeżeli szukasz i
przez dłuższy czas nie znajdujesz rozwiązania, to zastanów się, czy na pewno
jest problem. Zrozumiał to, o czym mówił A. Robbins, który na jednym ze swoich
wystąpień zadał publiczności pytanie: Kto z państwa lubi niespodzianki ??? i
wszyscy ręka w górę: jaaaa. A on odpowiedział: gówno prawda, lubicie tylko te
niespodzianki, które przynoszą coś dobrego, a resztę nazywacie problemami.
Pomyślał, że coś w tym jest. Każda sytuacja, która gdzieś nas spotyka jest
szansą do tego, żeby po prostu coś zrozumieć. Ponadto każdy z nas jest zbiorem
przekonań, przeświadczeń i opinii na jakiś temat. I podejmuje decyzje o tym, co
może w życiu robić, a czego nie; kim jest, a kim nie może być; z kim może być,
a z kim nie; jakim samochodem, z kim, gdzie.. . Ludzie podejmują mnóstwo
decyzji. Każdy z nas żyje w takim szklanym domu, który jest zbudowany z
przekonań o swojej osobie i możliwościach. Powiedział mi, że to, co robi
każdego dnia to stara się pokazać ludziom.
I pokazał mi, że przekonania można
zmienić i zacząć kształtować od dziś.
Dream. Love. Change. Be more..
czytamy na jego stronie.. .
Gdyby ktoś zapytał mnie, co w moim
życiu nauczyło mnie najwięcej, odpowiedziałabym: relacje z innymi ludźmi.
Spotykam na swojej drodze wspaniałych, i z każdego spotkania zabieram coś ze
sobą. Wierzcie, że wychodząc ze spotkania z tym mężczyzną, nie potrafiłam się
spakować. Pod koniec naszej rozmowy powiedział mi jeszcze jedną mądrą rzecz:
Nie proś o to, żeby było łatwo; nie proś o to, żeby było zawsze super; żeby
tobie nie przytrafiały się złe rzeczy. Proś o siłę, wytrwałość, mądrość,
determinację, cierpliwość i wiarę. Bo jeśli będziesz to wszystko miała to
poradzisz sobie z każdą sytuacją w życiu. Jeżeli będziesz prosiła, żeby
wszystko było łatwo to będziesz zawsze na garnuszku u kogoś innego. A jesteś
osobą, która ma sobie radzić w życiu.
Będąc trenerem, wchodzącym w branżę
zastanawiał się, kto jest najlepszym mówcą. Myślał, że ten, który najwięcej
sprzedaje. Później myślał, że ten, który dostaje owacje na stojąco. Teraz
pomyślał sobie, że najlepszym mówcą jest ten, który potrafi mówić w taki
sposób, aby coś z tych zdań zostało w głowie na kolejne 5 minut. W mojej głowie
to, co powiedział, zostanie na zawsze, mimo że nie było to wystąpienie tylko
spotkanie. Albo aż.
Drodzy, ten mężczyzna to
przedsiębiorca, trener, mówca motywacyjny, ekspert w zakresie wystąpień
publicznych. Przez okres swojej działalności spędził świadomie na scenie ponad
8 700 h. Inspiracje czerpie z najlepszych źródeł takich jak: Anthony
Robbins, T.Harve Eker, Andy Harrington, Les Brown, Jack Welch, Donald Trump i
inni. Wybrał szybki tor i osiągnął poziom, na który inni pracują latami. Trener
komunikacji w biznesie, wystąpień publicznych wywierających wpływ oraz
sprzedaży opartej na procesie edukacji ze sceny. Bez wątpienia osoba, która
motywuje i dodaje sił. To Krzysztof Hillar. Z serca do serca, ze sceny do
ludzi. Bo tylko o jedno nazwisko może chodzić.
Spotkaliśmy się o 9:00 rano na kawie w Matarnii. Byłam na miejscu 30 minut przed czasem, bo wiedziałam, że to spotkanie jest szansą. Że albo będzie moją, albo stratą. Szczęście to ludzie. Szczęście to wspaniali ludzie. Osoby takie jak On.
J.
Komentarze
Prześlij komentarz