Przejdź do głównej zawartości

#Marta_Sułek

Jako mało dziewczynka chciała zostać piosenkarką. Jej dziadek miał sad, w którym znajdowały się powalone drzewa pniami do góry. W momencie, kiedy się utwardziły, były na tyle wysokie, że stawały się jej sceną. Nie przytłaczał ją wstyd. Nie miała mętliku w głowie. Nie bała się, co wszyscy o niej pomyślą, bo wiedziała, że jej głos jest supermocą, dlatego wchodziła na scenę, i z niej korzystała. Jednak to było dziecięcym marzeniem, a nie kierunkowskazem, ponieważ nie chciała w przyszłości takiego zawodu wykonywać. W żadnym wypadku – wyznała. Po prostu od dziecka fascynowało ją, że ktoś wchodzi na scenę i porywa tłumy. W wyborze zawodu była bardziej pragmatyczną, ponieważ chciała mieć taki, który zapewni jej bezpieczeństwo. Wtedy w ogóle nie myślała pod kątem pasji. Będąc nastolatką, trafiła do Technikum Ekonomicznego, wybierając dla siebie konkretny zawód. Zostać ekonomistką – taki miała plan na siebie. Mimo że uczyła się bardzo dobrze to w czwartej klasie zaczęła zastanawiać, czym tak naprawdę chciałaby zajmować życie. Nie była pewna, co do wyboru Technikum, ponieważ zaczęła przerażać ją myśl codziennych rozliczeń finansowych. Nie wyobrażała sobie pracować zamknięta w jednym pokoju w towarzystwie kilku osób „klepiąc” faktury na komputerze. Stwierdziła, że wybierając Technikum Ekonomiczne największą głupotę popełniła. Wtedy przypomniała sobie coś, co utwierdziło ją w przekonaniu, jaką pracą powinna zajmować życie. Gdy była w drugiej klasie, odbywały się darmowe szkolenia wyjazdowe z edukacji w Unii Europejskiej, z ramienia samorządów młodzieżówki miasta. Polegały na zderzeniu nauczycieli przedmiotów humanistycznych kontra uczniów, będących w samorządach miejskich. Podczas takowych jednodniowych przyswajali wiedzę, którą następnie w pigułce przedstawiali na forum. Nie ulega wątpliwości, że nauczyciele mieli większe doświadczenie, więc w wydaniu uczniów wystąpienia nie były najlepsze. Do momentu jej wystąpienia. Swój fragment przedstawiła całą sobą. Zaangażowana do tego stopnia, że potrafiła zwrócić uwagę, zadając pytania tym, którzy przeszkadzali jej najbardziej. Po zakończeniu prezentacji podeszły do niej nauczycielki, mówiąc: Dziewczyno, zastanów się, co Ty chcesz robić w życiu, bo Ty jesteś dobra w tym.. Ty potrafisz zapanować nad publiką, więc zastanów się, czy Ty w tym kierunku nie powinnaś pójść.. Przyznała, że to zignorowała, dziękując za słowa uznania. Odkąd pamięta uwielbiała język angielski, który nigdy nie był dla niej problematyczny, dlatego wracając do powyższego wspomnienia, zdecydowała się pójść do Kolegium Nauczycielskiego z językiem angielskim. Była pewną dobrego wyboru, ponieważ Kolegium dawało możliwość połączenia jej predyspozycji do nauczycielstwa z czymś, co po prostu lubiła. Nie chciała pójść na filologię pod nauczycielstwo z obawy przed popełnieniem tego samego błędu, co z Technikum Ekonomicznym. To miejsce było jej świadomym wyborem, bo chciała doświadczyć. Odbyła praktyki, pracując z uczniami przez cały przekrój wiekowy – od maluszków po maturzystów. Wtedy wiedziała już, że na pewno nie będzie pracować w klasach najmłodszych i nieco starszych, bo jak wyznała: Dzieci z podstawówki czy gimnazjum są wdzięczną grupą, ale bardzo głośną.. zbyt absorbującą emocjonalnie. Jest osobą empatyczną, ale świadomą, że nie balansuje na takiej płaszczyźnie mentalnie. Zawodowo 15 lat spędziła w Zespole Szkół w Złotoryi. W dniu, kiedy się spotkałyśmy wyznała, że odchodzi z pracy, będąc w pełni świadomą, że będzie bardzo trudno. Jednak doskonale wie, że to konieczne, bo znajduje się na etapie, który uniemożliwia jej dalszy rozwój. Chciałaby w pełni poświęcić się temu, co już od jakiegoś czasu ma w głowie, czyli warsztaty i lekcje makijażowe. Zawsze chciała połączyć sferę artystyczną z tą nauczycielską. Skąd pomysł na makijaż? To jeszcze czasy studiów. Wtedy było tak, że przy okazji wspólnych wyjść, wszystkie koleżanki zawsze ustawiały się do mnie rządkiem na makijaż – zdradziła i tak zostało do dziś. Wszystkie moje kumpele, klientki wychodzą ode mnie z makijażem stu procentowym full glam, a ja mam, co najwyżej kreskę i usta ciemniejsze. Szewc w dziurawych butach chodzi – śmiejąc się podsumowała. Ponadto, od zawsze miała zdolności do prac manualnych, typowo artystycznych. W szkole średniej malowała portrety w ołówku, ale co istotne, zawsze tylko twarze. Dziś też maluje twarze, tylko „te twarze ożyły”. Z każdym kolejnym etapem życiowym coraz bardziej potrzebowała rozwoju artystycznego. Mama ufundowała jej wówczas kurs stylizacji paznokci. Przez trzy lata wykorzystywała te umiejętności w świadczeniu usług w tym zakresie. Opowiadała, że klientki często preferowały godziny popołudniowe, kiedy dodatkowo udzielała jeszcze korepetycji. Jej dzieci były dorastające, ona pochłonięta pracą przestała mieć czas dla nich w ogóle. Wtedy zareagował jej mąż, mówiąc: Marta, musisz wybrać dla siebie coś jednego, bo Ciebie nie ma dla nas. Zastanawiała się, czym mogłaby zajmować życie,  mając z tego pełną satysfakcję. Mańka, wykonujesz dużo makijaży.., widzę, że Cię to kręci.. Załóż sobie dziewczyno  stronę i skup się na tym stuprocentowo. Zostaw te paznokcie.., zostaw te korepetycje.. – wyznał jej mąż, który był bardzo wspierający. Nie bał się powiedzieć, że ma postawić na siebie, był jej prawdziwym przyjacielem. Nie był mężczyzną, pozwalającym tkwić kobiecie w miejscu tylko dlatego, że było bezpieczną przystanią. Jest mężczyzną, który chce, żeby jego kobieta rozwija się, opuszczając swoją strefę komfortu. Stąd pytanie moje: czy jest coś lepszego niż mąż, będący przyjacielem? Szczerze wyznała, że niedawno dojrzała do tego, aby móc siebie nazywać profesjonalistką, ponieważ jest świadomym włożonego wysiłku i pracy, samoukiem. Ponadto wynika to z korzeni nauczycielskich. Ma wiedzę, że aby móc nauczać, trzeba mieć zaplecze. Wyznała, że teraz jest ogromny pęd na trend makijażystki. Dziewczyny po dwóch warsztatach nazywają swoje konta na Instagramie PRO MakeUp Artist, co jest dla niej nie do pomyślenia – mówiła z pełną odpowiedzialnością. Niestety, krzywdząca jest myśl społeczna: Aaa makijażystka, no no no, co ona może wiedzieć. To deprecjonowanie wartości człowieka – pomyślałam. Nieświadome, bo – jak wyznała – w tym zawodzie non stop trzeba korzystać ze swojej wiedzy, na którą składają się m.in.: znajomość rodzajów twarzy, rodzajów skóry, kształtów oka.. Jest mnóstwo rzeczy, tworzących tę jedną składową perfekcyjnego makijażu. Od umiejętności technicznych po świadomość doboru kolorystycznego i łączenia tych kolorów ze sobą. Musisz być świadomą, dlaczego chcesz takiego, a nie takiego użyć – opowiadała. W tej pracy podoba jej się to, że już zauważa efekt końcowy w odróżnieniu, od pracy w szkole.  Tutaj wykonuję makijaż przez 1 h 15 min. i jest.. I dostaję feedback, czy się podoba czy nie. Natomiast w szkole, kiedy  mam klasę przygotować do egzaminu maturalnego  to satysfakcję z wyników odczuwam dopiero po czterech latach.. – wyznała. Teraz, będąc świadomą, jak wiele zainwestowała w samorozwój, wie, że nie może pozwolić się ograniczać. Wie o tym również jej mąż, dlatego pozwala sobie przypomnieć: Zastanów się dziewczyno, czy Ty na pewno chcesz uczyć w tej szkole dalej. Ona wie, że nie. Zapytana o to, jak poznała się z mężem, zaczęła opowiadać, że uczęszczali do jednej szkoły, w której chodziła do klasy z jego kuzynką. Wtedy myślała, że z jego dziewczyną. Nie byłam z nią w bliskiej relacji, była po prostu moją koleżanką z klasy. Często widywałam ich razem na wszystkich imprezach, w związku, z czym, wyszłam z założenia, że to pewnie jest para – mówiła. Któregoś dnia rozmawiała z nią i od słowa do słowa.. Bo Ty ze swoim chłopakiem idziesz tak? Ona spojrzała na nią, – dość wymownie – pytając: Z jakim chłopakiem?! A co, podoba Ci się??? i umówieni zostali na pierwszą randkę. Wyznała, że początkowo była zła, bo jeszcze przed sekundą myślała, że to jej chłopak, a ona już im randkę zaplanowała. Absolutnie nie – tak wtedy myślała. Jednak nie mogła przejść obok niego obojętnie. Pierwszą randkę spędzili na grobach w dniu 1. listopada. Dlaczego tak? – zapytałam. Bo tak. Tak się umówiliśmy. Wieczorem na cmentarzu w Złotoryi. Padał śnieg i było bardzo romantycznie – śmiejąc się powiedziała. Nie dość, że mieli ze sobą wiele wspólnego, to od początku bardzo dobrze im się ze sobą rozmawiało. Wyznała, że ma intuicję. Jak każda kobieta – pomyślałam.., ale ona ma niezawodną, jak się dowiedziałam. Po dwóch tygodniach spotykania się z Pawłem wiedziałam, że będzie moim mężem – wyznała. Czułam się zakochana wiesz.. to nie było tak, że sobie coś uroiłam – nie. Z czystej ciekawości wygadałam się przed nim. Powiedziałam wiesz.. będziesz moim mężem. On tak popatrzył na mnie i rzekł: okej –opowiadała. Zapytałam, czy nie bała się jego reakcji. Że się wystraszy i ucieknie? Cholernie się bałam, ale tym bardziej chciałam to sprawdzić – odpowiedziała. Wówczas nie podszedł do tego tematu zbyt entuzjastycznie, ale  też  nie  powiedział „Nie”. Wiedziałam, że widzi jakąś przyszłość dla nas  podsumowała. Dziś śmieje się, gdy wraca pamięcią do dnia ich zaślubin.., bo idzie do ołtarza.., podchodzi, a Paweł odwraca się i uśmiecha, stwierdzając: Jesteś czarownicą. Trudno temu zaprzeczyć, rzuciła czar, ale jaki piękny. Małżeństwem zostali, będąc bardzo młodymi osobami. Ona była dwudziestoletnią kobietą, on – rok starszym mężczyzną. Ślub w takim wieku? Nic nie dzieje się bez powodu. Na pierwszym roku studiów jej intuicja coś podpowiadała. Przed swoim ostatnim egzaminem z konwersacji dla uspokojenia myśli, kupiła test ciążowy. Zrobiła go i ujrzała dwie kreski, które wtedy były dla niej elementem magii, ale dosłownie. Niedowierzając kupiła kolejny test ciążowy. Zadzwoniła do swojego – wtedy – chłopaka, opisując całą sytuację. Co na to Paweł? Oczywiście pojechał do niej, po drodze zahaczając o Kościół. Pomodlił się, prosząc Boga, że: Jeżeli może to jeszcze nie teraz tak, co? Bo trochę za wcześnie.. Gdyby tak można było na później trochę.., ale nie można było, więc był towarzyszem na egzaminie z konwersacji. Wylosowała zestaw egzaminacyjny, na którym był tort weselny – nie powiedziała nic. Była jedną z najlepszych uczennic na roku, u bardzo wymagającej pani profesor, więc sytuacja, że piątkowa uczennica na egzaminie nie wypowiada ani słowa, nie należała do naturalnych. Wybiegła za nią, pytając: Co się stało? Początkowo, nawet nie słyszała, co do niej mówiono. Po czasie: Jestem w ciąży – wyznała, i tyle ze swojego egzaminu zapamiętała. Wówczas wizja jej przyszłości w oczach mamy była dramaturgiczna, że nigdy studiów nie skończy, że teraz już tylko pieluchy. Ona tego nie słuchała, ponieważ swoje wiedziała i śmiem twierdzić, – czego jest świadomą, – że mamę bardzo zaskoczyła. Teraz jest z niej dumna, mimo że wtedy była bardzo przerażona. Zapytana o plany na przyszłość odpowiedziała, że z tyłu głowy ma własną szkołę wizażu. Jednak nie do końca jest przekonana, czy ma ona rację bytu, w tak małej miejscowości jak Złotoryja. Pokoik – jak nazywa miejsce – swojej pracy, w którym się spotkałyśmy, powstał rok temu. Salon, który jest melodią niedalekiej przyszłości, będzie w centralnym punkcie Złotoryi, gdzie chciałaby pracować w przypadku panien młodych, bo to wygodniejszy rejon na dojazd. To będzie lepsza opcja niż błądzenie tutaj i szukanie mnie na tym Kopaczu – śmiejąc się wyznała. Warsztaty z kolei, chce kontynuować u siebie, bo – jak sama stwierdziła – w pokoiku na luzie. Nie do końca, ale na pewno w sporej większości, zanikł jej kompleks małomiasteczkowości, bo pewność siebie dały jej szkolenia, na które jeździła. Potrzebowała tego, by ktoś jej powiedział: Dziewczyno ogarnij się, Ty jesteś naprawdę dobra w tym, co robisz. Tak się stało, ale nie powiedziała jej tego jedna osoba. Nie wiem jak Ty, ale ja nie jestem zaskoczona. Gdy o wizażu zaczęła myśleć bardziej na poważnie, zastanawiając się nad szkołą to pomyślała o dobrym znajomym – jeszcze z czasów podstawówki – Pawle Piekucie, który jest fryzjerem na szczycie. Bardzo podobały jej się makijaże wykonywane w The Voice.., dlatego potrzebowała dowiedzieć się czyje dłonie je wykonują, aby móc – być może – pójść do tej osoby na szkolenie. To od Pawła dowiedziała się, że wykonuje je Ewa Gil i dziewczyny, które z nią pracują bądź współpracują. Zaczęła go dopytywać, co uważa, że może lepiej pójść do szkoły i zrobić kursy.. Wtedy powiedział, że nie ma sensu pokonywać tak długiej drogi, skoro większość wizażystek, z którymi pracuje albo współpracuje to samouki. Ludzie bez papierów, ale z ogromną pasją, którzy zahaczyli właśnie o kursy u profesjonalistów. Po rozmowie z Pawłem, zaczęła czytać o Ewie Gil, dowiadując się, że to kobieta, która w wizażu znalazła się przez przypadek i świetnie się odnalazła. Przekonała się, że rzeczywiście nie ma potrzeby iść stricte do szkoły.., Paweł ma rację, aby lepiej doszkalać się  w postaci kursów zintensyfikowanie indywidualnych. I taką drogę wybrała, którą podąża już kilka lat. Dzięki Pawłowi właśnie – wyznała. Pchnął mnie w kierunku dobrej zmiany w życiu.., dokładnie jak mój mąż, też Paweł. Pawły to fajne chłopaki – z szerokim uśmiechem podsumowała. Początkowo brała udział w warsztatach grupowych, które polegały na obserwacji. Z czasem nabrała odwagi i zdecydowała się na warsztaty z praktyką, które nie były już typowo obserwacyjne. W pamięć najbardziej zapadły jej te, podczas których podeszła do niej dziewczyna znana w branży i powiedziała: Dziewczyno, przecież Ty zrobiłaś lepsze kreski niż ja kiedykolwiek w życiu.. skąd Ty jesteś?! Takie słowa dodawały jej dodatkowej pewności siebie, której stale się uczyła. Słuchając jej wywnioskowałam,  że całe 15 lat spędzone na nauczaniu w szkole bardzo ją zbudowało. Nie pomyliłam się, bo stwierdziła, że to na pewno. By otworzyć swoją szkołę wizażu? Odpowiedziała: Być może tak. Fajne jest to, że mam pedagogiczne wykształcenie, bo potrafię dotrzeć do człowieka; wiem, co komu potrzeba; potrafię poprowadzić kursantkę tak, aby wyciągnęła z tego, co chcę jej przekazać jak najwięcej dla siebie.., bo to nie jest kalka, bo każdy człowiek jest inny – kontynuowała. Według niej kluczem jest komunikacja, bo jeżeli ktoś zamierza przyjść na warsztaty na zasadzie: Aha, to się robi tak, to równie dobrze może obejrzeć w domu filmik na youtube. Obejrzy i zachowa dla siebie tyle, ile usłyszał. Ona stawia na praktykę, na metodę prób i błędów: Jeżeli jest krok w tył.. OK, ale to znak, że musimy wytłumaczyć daną rzecz inaczej – wyznała. Make up your mind to cała Ona. 
Z jednej strony, jak u niej bywa – zdecyduj się dziewczyno, z drugiej – pokoloruj swój umysł. Czy bohaterka tej historii czuje się spełniona? Do pewnego stopnia, bo wciąż stawia sobie nowe cele, realizując je krok po kroku. Lubi osiągać to, czego pragnie, etapami. Nie jest istotne, że często wolniej, bo na pewno bardziej świadomie, co jest dla niej ważne. Być świadomą procesu stawania się.
W pracy kobietą jest wspaniałą, ale też żoną i mamą. Nigdy nie czekała, żeby wystąpić w roli mamy, gdy zajdzie taka potrzeba, –  co oznaczało, że nigdy nie wychodziła zza kulis. Bo nigdy za nimi nie była. Przez wiedzę ze swojego wachlarza doświadczeń dzisiaj wie, co to znaczy być rodziną. Jest w tym zarówno magia jak i chaos. Magiczne chwile zwykle zdarzają się wśród największego chaosu, i zdajesz sobie z nich sprawę, dopiero po wielu godzinach albo dniach, kiedy śmiejesz się z tego, co wcześniej doprowadziło Cię do łez czy wywołało małe spięcie. Początki były udane, więc szybko wplotła w Pawła serce swoją miłość. I tak już zostanie. To ma dla niej największą wartość. Bo miłość to więcej niż uczucie. To również wybór. To decyzja, którą podejmujesz dzień po dniu, a czasem nawet godzina po godzinie. W końcu w sercu – i w rodzinie – zawsze jest miejsce na jeszcze więcej miłości. I ona to wie. Jej myśl na moje hasło: Live your dreams, To moja rodzina – odpowiedziała. Biologiczny ojciec, jej nie wychowywał. Z ojczymem miała bardzo dobrą relację, ale nie bliską. Był kochanym – w jej odczuciu – człowiekiem, ale człowiekiem czynu, nie emocji. Wyznała, że nie był takim tatą przytulającym, mimo że bardzo ją wspierał i wspiera do tej pory. To wsparcie wciąż w czynach. W jej domu wszystkimi emocjami zarządzała mama. W związku z czym miała deficyt pełnej rodziny, która się rozumie, która ze sobą żartuje, która się razem wygłupia, która jest takim monolitem. Która jest.. i ma wrażenie, że właśnie taką rodzinę udało jej się z mężem stworzyć. Po chwili ze wzruszeniem uzupełniła: Ja mogłabym nie mieć tych makijaży, tej szkoły.. Mogłabym się zajmować czymkolwiek, bylebym miała taką rodzinę, jaką mam. Jej myśl przewodnia to: Czyny, nie słowa. Stara się nie mówić dużo, tylko swoją pracą dużo udowadniać. Bo wie, że to nie słowa ją definiują. Jak mówi stare przysłowie: Ryba umiera przez swoje usta, a ona nie chce skończyć jak ona, dlatego woli pracować w ciszy, efekty niech robią hałas.



Kim Ona jest? Jej uśmiech to jej logo. Jej osobowość to jej wizytówka. To, jak inni ludzie czują się po spotkaniu z nią, to  jej marka. Czułam się wyśmienicie, a Ona to Marta Sułek, mały wielki człowiek. W dniu naszego spotkania, będąc w drodze, jedna z towarzyszek podróży, zainicjowała rozmowę. Po chwili zapytała: Jaką sprawę można załatwić w Złotoryi? Odpowiedziałam: W Złotoryi może nie, ale na Kopaczu – Tak.
Dawno dawno temu..
Te trzy słowa otwierają przed nami świat możliwości. Ludzie uwielbiają historie. Nadal chcą słuchać. Nadal chcą opowiadać. Nadal chcą pisać. Fred Rogers nosił ze sobą kartkę ze słowami: Nie ma takiego człowieka, którego nie pokochałbyś, gdybyś poznał jego historię. Wiedz, że ją od pierwszego zdania na Instagramie pokochałam. Historia lubi się powtarzać. Może za chwilę piosenkarką zapragnie zostać? Wszystko jest możliwe, a jedno pewne. Że jeśli się zdecyduje to menedżera muzycznego szukać nie potrzebuje, bo jest moim ulubieńcem, a jej sąsiadem dwa domy dalej.
Rozmawiałyśmy chwilę, że życie jest naprawdę niesamowite.., że jak to możliwe, że odkryłam taką perłę przez przypadek w proponowanych postach na Instagramie, dwa domy od mojego znajomego dalej. Przypadek? A może wcale nie?
Któż to wie.

J.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jest wtedy, kiedy tworzysz coś, co ma wartość dla innych

Takimi zdjęciami zostałam dziś obdarowana i w takim momencie nie ma dla mnie czegoś fajniejszego niż świadomość, że ktoś ma ochotę mnie czytać na swoich wakacjach. Nigdy nie ukrywaj wiedzy, którą masz dla siebie, bo nie jest Twoja. Zawsze się nią dziel, tak by inni mogli z niej korzystać. Miałam to w głowie, pisząc tę książkę. Z każdego zrealizowanego spotkania wyniosłam wiedzę taką życiową, która już nieraz pomogła mi rozwiązać jakiś „problem” albo pozwoliła utożsamić się z sytuacją, dzięki czemu sama znalazłam rozwiązanie. Z ust „bohaterów” padło wiele ważnych słów i chciałam się nimi podzielić, przelewając je na papier. Nie jest dla ludzi wartościowe, co sądzisz na ich temat czy jakie masz opinie – prawdę mówiąc, Twoje opinie obchodzą tylko Ciebie. Ale to, co dotyczy ich samych, co ulepsza jakość ich życia – to jest coś, na czym możesz przenosić góry. Tak się nie tylko robi najlepsze biznesy, tak się też pisze najlepsze teksty. Cieszę się, bo dzięki temu zwiedziłam już tro...

LIVE YOUR DREAMS: 23 scenariusze napisane przez życie

Jestem zaskoczona za każdym razem, gdy patrzę w lewy górny róg tej okładki. Choć jak przypomnę sobie podróże po całej Polsce i długie tygodnie, gdy dzień w dzień pisałam do późnej nocy mam pewność, że to jednak nie jest żart. Impulsem do powstania tej książki była kawa z Magdaleną Górką w jednej z łomiankowskich kawiarni. Opowiadałam jej o spotkaniach, które zrealizowałam – Jagoda, z tego powinna być książka… ! – Magda, słowa są zbędne... Codziennie na swojej drodze mijamy cudotwórców. Najczęściej są przebrani za zwykłych ludzi: mówcę motywacyjnego, dyrektora, pisarza, chirurga plastyka, fryzjera stylistę, modelkę, scenarzystkę, wizażystkę, pasjonata gołębi, reportera telewizyjnego, perkusistę, aktorkę teatralną, Podziaranego Tatę, mamę Alexa, malarkę, aktora, żużlowca, siostrę, autora książki, blogerkę, rodziców, księgową. Lubię ich, dlatego zapragnęłam poznać jeszcze bliżej. I tak od słowa do słowa czułam coraz większe flow, zaufanie i pasję. Kiedyś usłyszałam, że ludzie c...

Jesteśmy produktem opowieści, którą sami sobie tworzymy

23 lipca w swoje 23 urodziny wydałam książkę LIVE YOUR DREAMS: 23 scenariusze napisane przez życie. Kilka miesięcy temu wzięłam udział w plebiscycie organizowanym przez Imperium Kobiet na Książkę Roku 2019. Sto procent głosów zostało rozłożone na dwunastu zgłoszonych autorów w konkursie. Moja pierwsza książka zdobyła wspaniałe drugie miejsce, zdobywając 23% głosów. Przypadek? Nie sądzę.  Kiedyś przeczytałam, że liczby to podstawowe narzędzia, którymi anioły posługują się w komunikacji z nami. Postanowiłam zaspokoić swoją ciekawość i tak zaczerpnęłam wiedzy. Anielska liczba 23 składa się z energii i atrybutów cyfry 2 i cyfry 3. Cyfra 2 rezonuje z równowagą, dyplomacją i współpracą, wiarą i zaufaniem, wnikliwością i wrażliwością, partnerstwem i relacjami z innymi, obowiązkiem i służbą, zachętą i szczęściem oraz dążeniem do celu życiowego (realizacją swoich życzeń, marzeń) i misji duszy, wypełnieniem planu Boskiego. Cyfra 3 przynosi wibrację radości i optymizmu, ekspansję i wzr...