Pochodzi z Włocławka i tam spędził dziewiętnaście lat swojego życia. Podstawówka, szkoła średnia i liceum, po którym nadszedł czas na studia. Przez siedem lat mieszkał w Łodzi, w której miejscem, gdzie najczęściej spędzał czas była Akademia Sztuk Pięknych. Mury tej uczelni artystycznej opuścił jako architekt wnętrz. Brat został strażakiem, drugi policjantem, a czwarty budowlańcem. Jako jeden z piątki rodzeństwa skończył w artystycznym świecie. Czy tak chciał los? Myślę, że tak chciał on. Od kilku lat żyje we Wrocławiu. Jaką dewizą, kieruje się w życiu? Czym jest dla niego sukces i czy pierwszy projekt jest jak pierwszy naleśnik. Nigdy się nie udaje? Piekielna inteligencja i diabelski czar. Mateusz Jaroszewski.
Od dziecka ambitny. Jako mały chłopiec chciał zostać doktorem albo prawnikiem. Po maturze poszedł do biura zawodowego w Urzędzie Miasta, w którym poddał się testom, weryfikującym jego umiejętności odnośnie wskazania dalszego kierunku kształcenia. Bardzo chciał studiować prawo. Nie był zaskoczony, kiedy dowiedział się, że na wydziale prawa jest dużo wiedzy teoretyczne, ale czy był zaskoczony, kiedy kobieta, przeprowadzająca badania zakomunikowała, że to nie dla niego? Oto jest pytanie. Usłyszał, że jest zbyt żywiołowy, więc siedzenie i uczenie się na pamięć sporej dawki materiału mogłoby go zabić. Wyznał, że nie wie dlaczego, ale Jej posłuchał. Zdradził, że zawsze lubił rysować, prawdopodobnie po babci. Dopiero w drugiej klasie liceum powiedział mamie, że chce być architektem wnętrz. Rodzice zdecydowali się zapisać go do szkoły plastycznej, do której uczęszczał przez rok. Cieszył się, bo stawiał tylko na architekturę, nie wyobrażając sobie siebie w czymś innym. Zdawał do dwóch szkół – w Poznaniu i w Łodzi, w których egzaminy odbywały się tego samego dnia. Do Łodzi miał bliżej. Ponadto żyła tam jego siostra, więc wybór miasta wydawał się być oczywisty. Pierwszy rok mieszkał w akademiku na Politechnice Łódzkiej. Wszyscy powtarzali, że akademik sprowadzi go na manowce, ale słusznie zaznacza, że to zależy od człowieka. Jego siostra uświadamiała go, że tam odbywają się ciągłe imprezy, nie będzie w stanie się uczyć, są dość słabe warunki, mało miejsca przede wszystkim, do czego nie jest przyzwyczajony. Często pytała, czy da sobie radę. Raz się życie toczy. Jesteś takim małym chłopcem. Wyrywasz się z miasta od rodziny po 19 latach to też jest jakaś frajda – opowiadał. Z optymistycznym nastawieniem, ale nie krył, że obawiał się miasta, które dotąd było dla niego nieznane. Wiedział, że może liczyć sam na siebie, mimo że miał siostrę na miejscu. Wiesz, nie po to wyjeżdżasz z domu, żeby zastąpiła Ci matkę – wyznał. Zapytany, czy rodzice wspierali go w wyborze, czy próbowali odwieść od pomysłu wyjazdu odpowiedział: zazwyczaj zgadzają się z moimi decyzjami i mnie dopingują. No chyba, że te decyzje wykraczają poza bariery mojego Taty… Oczywiście mama, jak to mama… wielki ból, bo rozstanie z dzieckiem, które wyjeżdża z domu i nie wie, czy sobie poradzi, mimo że bardzo w nie wierzy… . Rok spędzony w akademiku był ciężki, ale bardzo dużo go nauczył. Wspominał, że miał bardzo mały pokój, który dzielił z trzema chłopakami. Dosłownie było łóżko obok łóżka, stół na środku i zupełnie nic więcej…Ja architekt wnętrz przyszły, bo wówczas raczkujący, jeden chłopak na matematyce i drugi na elektrotechnice – wiesz, całkiem inne światy. Mimo to dogadywaliśmy się. Pamiętam tylko raz się wkurzyłem. Miałem egzamin z historii sztuki, ostatni taki teoretyczny i wyszedłem po prostu uczyć się na korytarz – wyznał. Później było coraz ciężej, z uwagi na fakt, że zaczęły się projekty graficzne, które w sporej większości tworzył po nocach. Pokój był mały, światło zapalone, więc często przeszkadzało pozostałym… Wówczas, po roku życia w akademiku stwierdził, że jest za ciężko. Przeprowadził się do mieszkania, które przez kilka kolejnych lat wynajmował ze znajomymi. To był dobry krok w kierunku czegoś lepszego. Kiedy przyjechał do Wrocławia, zostawił dotychczasowe swoje życie łódzkie, co w perspektywie czasu okazało się dla niego dobre. Miał wówczas dwadzieścia pięć lat i troje przyjaciół, poza którymi wszystko było dla niego nowe. Musiał, ale przede wszystkim chciał po raz kolejny stawić czoła temu, co nieznane. Początki były fajne, wielka uczelnia, opowieści wykładowców, ogromne możliwości. Naprawdę wtedy myśleliśmy, że możemy wszystko… Jak powiedział Henry Ford: Jeżeli myślisz, że coś możesz lub czegoś nie możesz, za każdym razem masz rację. Wtrąciłam sobie. Wiele osób może, przez to, że się tak pozytywnie nakręca właśnie – podsumował trafnie. Nie zaskoczył mnie mówiąc, że był jednym z lepszych studentów. Nie byłby natomiast sobą, gdyby nie dodał – tak nieskromnie. Nawet dostałem stypendium na koniec roku i wtedy miałem wrażenie, że będę pracował dla wielkich projektantów albo otworzę własną firmę. Zdradzę Ci, że długo nie musiał czekać. Prawdą jest to, że wszystko w naszym życiu powstaje dwa razy. Najpierw w głowie, a potem staje się rzeczywistością. Miałem bardzo dużo siły, motywacji, ale na piątym roku zderzyłem się z panującymi wówczas realiami. Szukałem stażu, a firmy nie chętnie chciały zatrudniać laików. Oni nie wierzą w młodych ludzi, nie chcą dać szansy, wręcz przeciwnie. Chcieliby żebyśmy już mieli staż pracy odpowiedni oraz umiejętności. Druga sprawa, nawet jeżeli chcą zatrudniać to na niewielki etat albo w celu douczenia. Najlepiej tak, żeby mało zapłacić, co więcej, żeby w ogóle nie ponosić kosztów za pracownika… .Przecież człowiek musi mieć jakiekolwiek środki do życia, aby móc się utrzymać. Trudno temu zaprzeczyć. Zdradził, że ma w życiu pierwiastek szczęścia. Ok, zgadzam się. Coś pięknego. Powiedział, że udało się, bo dostał stypendium naukowe. Ok, gratulacje, ale nie do końca zgadzam się. Nie lubię wyrażenia udało się, bo sugeruje przypadkowość. Jestem pewna, że to nie przypadek, ale ciężka praca. Czyż nie? To, o czym powiedział mi w dalszej rozmowie dowodzi temu, że prawdziwe wartości w człowieku rosną z nim od najmłodszych lat. Jego dom rodzinny zawsze był pełen kochających się ludzi, ale nie o wszystko było łatwo w nim zawalczyć. Niektóre rzeczy musiały być takie, jakie są. I takie człowiek przyjmował – wyznał. Bezpretensjonalnie, bez rozczarowań, takie dary od życia. Bo nie widzimy rzeczy takimi, jakimi są. Widzimy je takimi, jakimi jesteśmy. Cała prawda o nim. Sam, ale nie samotny poradził sobie na każdym etapie swojego życia. Nawet, jeżeli momentami nie wiedział, co dalej to wiedział, że musi po prostu zrobić następny krok. Zwykle to nic wielkiego. To tak, jak z jazdą samochodem nocą. Widzisz tylko fragment drogi, który oświetlają Twoje światła, a mimo to dojeżdżasz do celu. Ta zasada sprawdza się również w życiu. Światła samochodu oświetlają jedynie 100 metrów drogi, ale to wystarczy, żeby dojechać aż do Kalifornii. Wiedział, że dotrze do celu, jeśli tylko ma dość światła, by ruszyć z miejsca. To, w którym dzisiaj się znajduje, jest tego potwierdzeniem. Nie tłumaczył się znajomym, którzy śmiali się, wychodząc jednego wieczoru na imprezę, że on wiecznie nie może. Nie tłumaczył się, bo wiedział, że każde marzenie, bez względu na to, jakiego obszaru dotyczy, musi być traktowane jak życiowa misja. Benjamin Disraeli powiedział kiedyś: Tajemnicą sukcesu jest wierność celowi. Podążał za własnym celem, a czyniąc to – stawiał wysokie wymagania względem własnej osoby. Przecież kompromis nie może istnieć tam, gdzie w grę wchodzi tworzenie nowej ścieżki życia osobistego lub zawodowego. Wyjście na imprezę to nic złego. Wiedział, że gdyby zgodził się przyjąć ich zaproszenie, nie zawiódłby się. Tamten wieczór miał jednak zaplanowany, a że jest człowiekiem zdyscyplinowanym to odczuwał poczucie obowiązku względem swojej kariery. W książce Welcome to the Real World, jest fragment, który idealnie pasuje do sytuacji, którą opisuję: Codzienne wypady do baru w towarzystwie kumpli z roboty nie są złym pomysłem. Zauważmy, że szefowie nigdy w nich nie uczestniczą. I dlatego właśnie szefowie to szefowie, a kumple z roboty to kumple z roboty. Dojście do miejsca, w którym się znajduje, wymagało od niego dużego poświęcenia. Jeśli chcesz mieć osiągnięcia, zapomnij o imprezowaniu :) Fajnie wspomina dzień obrony magisterskiej, po której mija godzina, półtorej a on nie dzwoni do mamy swojej… . Patrzę na telefon, pięć nieodebranych połączeń, ona zdenerwowana…, a my po prostu czekaliśmy na swoje kolejki. Nikt nie kontaktował się z rodziną, bo chcieliśmy wysłuchać wszystkich. Jak już odebrałem telefon od mamy to powiedziała, że wujek się śmiał, że dostałeś piątkę minus i nie chcesz powiedzieć.. a Ja mówię, że – nie mama, pięć plus dostałem… i tak się nabijali ze mnie – opowiadał. Zapytany o pierwszą pracę odpowiedział, że od dziecka pracował. Rodzice go tego nauczyli, dzięki czemu ma szacunek do pieniędzy. Pierwszą pracą, która przyniosła zysk był zbiór i sprzedaż moreli z drzew. Od czegoś trzeba zacząć. Sam baner zrobiłem – śmiejąc się dodał. Później był staż w biurze projektowym, w którym dostał możliwość z Unii Europejskiej dla najlepszych studentów z Akademii. Następnie po studiach w Łodzi pracował w AlmiDecor, gdzie był dekoratorem i spędził półtora roku na projektowaniu witryn i sklepu. To był moment, w którym poznał faktycznie, jak wygląda praca architekta. Wiesz co jest najgorsze? – zapytał mnie. Modelowanie, które jest czasochłonne i żmudne. Jak Ty długo piszesz np. trzy noce albo kilka dni 15 minut tekstu to Ja potrafię modelować coś tydzień, a ktoś na to spojrzy, stwierdzi – no nie podoba mi się i każda zmiana wymaga znowu ogromnego zaangażowania... To mnie przeraziło i wtedy zmieniłem swoją ścieżkę kariery. Jego celem było znaleźć pracę odpowiednią dla siebie, a nie być tylko dekoratorem. Albo aż – mimochodem wtrąciłam. Dla mnie to jest tylko. W Łodzi szukałem pracy, ale nie mogłem znaleźć. Nie było dużo firm, które miałyby studia projektowe, więc pomyślałem, że może ten Wrocław…Mama powiedziała, że za daleko, co Ja w ogóle mówię. Wyobraź sobie, że mieszkając w Łodzi dostałem właśnie propozycję pracy we Wrocławiu, w biurze projektowym, dlatego trzeba uważać, o czym się marzy. Wtedy stwierdziłem, że jadę. Teraz albo nigdy. Zostawiłem wszystko i przyjechałem – z zaangażowaniem opowiadał. Teraz we Wrocławiu jestem głównym dekoratorem w Black Red White, a dodatkowo z koleżanką działamy we własnej firmie, MM Dekor. Jak to się zadziało, że firma powstała? Rozmowa przy sałatce? – śmiejąc się dodałam. Nie, ale przy chusteczce – odpowiedział. Ale powiem Ci, że wszystko jest po coś. To, że Ja się przeprowadziłem i poznałem Martę… Ona była dekoratorem przede mną. Pracowaliśmy ze sobą przez rok i to ona mnie wszystkiego nauczyła. Później zastąpiłem Ją, bo awansowała jako pracownik regionalny, co zaczęło wiązać się z rozjazdami. Mimo to naszą znajomość utrzymujemy do tej pory. Zawsze chciał więcej, ale wtedy chciał jeszcze bardziej. Wiedział, że jeśli nie będzie realizował swoich marzeń, to ktoś inny zatrudni go, aby pomógł mu zbudować jego. Dlatego wspólnie z Martą zapragnęli mieć coś swojego. Zdradził mi, że zawsze potrzebuje nowych wyzwań i adrenaliny. Stąd bliscy śmieją się, że tylko marzy i je. Na przykład skok ze spadochronem. Chcę to zrobić. Wiesz, ciągle coś. Lubię poznawać nowe rzeczy – uzupełnił. Zapytany o to, jakie ma plany na przyszłość odpowiedział, że ma mnóstwo planów czy pomysłów tylko czasu mu brakuje. Doba ma dwadzieścia cztery godziny plus noc, więc jestem przekonana, że wszystkie zrealizuje. Dzisiaj w pracy miałem ciężki dzień, mówię – Boże, jak Ja przyjadę do Ciebie i jeszcze będę w miarę wyglądał… - śmiejąc się wyznał. Muszę przyznać, że wyglądał rewelacyjnie. Obecnie jego priorytetem jest rozwój firmy, żeby pozostawić etaty i móc pracować tylko u siebie. To jest ogromna radość. Możliwość zarządzania swoim czasem. Możemy umówić się tak, że 4 dni w tygodniu bardzo ciężko pracujemy, a np. 3 dni mamy totalnie wolne, w których można pojechać do rodziny, zająć się jakąkolwiek pasją. A nie tak, jak Ja – wstaję 6.30, przygotowuję sobie posiłki na cały dzień, jadę do pracy na 8h. W tamtej pracy też myślę o tej drugiej pracy. Dzisiaj np. spotykam się z Tobą, ale zaraz idę na siłownię… i idę spać. Tak to wygląda cały czas – opowiadał. Dobrze zbudowany. Mężczyzna to mężczyzna. Ale przystojny mężczyzna to zupełnie coś innego. W pewnym momencie stwierdził, że musi mieć jakiś cel i tak zaczął regularnie ćwiczyć. Są takie zbiegi okoliczności, które przypominają wyrafinowany plan. Kto by pomyślał, że zaledwie kilka miesięcy po spotkaniu z fanem siłowni, zatrudnię się, zostając jedną z ważniejszych osób w Fitness Klubie w swoim mieście. Nie dość, że śledziłam to byłam na finale konkursu Mistera Polski w Kozienicach. Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała, jak się w konkursie znalazł. Z humorem odpowiedział, że nie wie. Po chwili dodał, że od zawsze chciał spróbować. Jednego dnia jego przyjaciółka zwróciła uwagę na plakat castingowy, na który zareagował: dobra, no to jedziemy. Wyznał mi, że konkurs był dla niego krokiem milowym, nie ze względu na statuetki czy tytuły, tylko poszczególne etapy i rozwój. Podczas pierwszego castingu w Warszawie nie krył, że konkurencja była duża. Wzięli mnie –nie dowierzając powiedział. Następnie ćwierćfinał MP, półfinał i finał… Podczas naszej rozmowy wspomniał o pierwszym spotkaniu z Mateuszem Szymkowiakiem, podczas którego nie potrafił powiedzieć ani jednego zdania. Była potrzeba nagrania, początkowo nie dało się, a potem szło jak po maśle, na żywo nagrywaliśmy – opowiadał. Jest otwarty, ale wyznał, że: kiedyś zastanowiłbym się trzy razy, albo w ogóle bym Ci nie odpisał na wiadomość, bo bałbym się, wiesz… Nie znając Cię, czy dam radę, czy jestem wystarczająco odpowiedni, dlaczego Ty się mną zainteresowałaś w ogóle. Są przecież steki przystojnych, dobrze zbudowanych architektów… Ma rację. Są setki przystojnych, dobrze zbudowanych architektów, ale nie takich jak On. Co na to mama? Oczywiście zrobiłem Jej żart, bo Ja zawsze tak robię. Nie powiedziałem Jej o niczym tylko zadzwoniłem, że jestem na castingu w Warszawie. Ona na to, że żartujesz sobie…, zawsze tak mówi. Wiesz, Warszawa duże miasto, nie masz szans…, że na pewno jest duża konkurencja, znajomości, że to nie jest tak, że ktoś sobie tak pójdzie… Ja naprawdę nikogo nie znałem wtedy, żółtodziób…, w stolicy byłem może dwa razy… wtedy byłem i powiedziałem, no mama wiesz, niestety, ale… i ona mówi: no nie udało się, ale i tak jesteś super, dla mnie jesteś najlepszy… Ja mówię, że niestety będziemy widywać się rzadziej, bo dostałem się dalej!!!! A mama wiesz, rozpłakała się… - opowiadał. Czym jest dla niego sukces? Kiedy był małym chłopcem to definicją bycia rozpoznawalnym czy życiem na lepszym poziomie. Takie miał przekonanie przez dłuższy czas, ale teraz dla niego największym luksusem jest to, że posiada wolny czas (śmieje się). Zawodowy jest do osiągnięcia, bo najlepsze wciąż przed nim, jeżeli mowa o dalszym rozwoju własnej działalności. Pieniądze szczęścia nie dają, ale są narzędziem umożliwiającym marzeń spełnianie.
Umówiliśmy się w Green Caffe Nero we
Wrocławiu, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy. Od razu złapaliśmy
wspólne flow, rozmawiając ponad dwie godziny!!! Miałam wrażenie, że spotkałam
swojego przyjaciela, którego dawno nie widziałam. Po czym kobieta rozpoznaje,
dojrzałego mężczyznę? Po tym, że nie ma potrzeby udawania kogoś, kim w
rzeczywistości nie jest. Dojrzały mężczyzna może być sobą. Może być naturalny,
bo stanowi już wartość w sobie samą. Pachnie prawdziwością. Dojrzały facet.
Mówi się, że człowieka poznaje się po tym, jak otworzy usta. Już od pierwszego
zdania, zastanawiałam się, skąd w nim taka świadomość, więc zapytałam. Mi się
wydaje, że Ja jestem głupi, Ja mało co wiem, zawsze to powtarzam. Może… tak Ci
się wydaje – śmiejąc się odpowiedział. Ja nie lubię bylejakości – dodał. Nie
dalej niż 2 tygodnie temu zaczęliśmy w pracy poznawać świat ślubów.
Projektowaliśmy kościół i salę ślubną. Finalnie okazało się, że również wybór
butonierki i bukietu dla panny młodej był naszym zadaniem. Moje oburzenie, bo
kobieta ta nie wiedziała, jak ma wyglądać Jej bukiet, nie wiedziała czego chce.
Powiedziała, że jak my zrobimy to będzie dobrze. Jak można nie wiedzieć, czego
się chce w tak ważnym dniu?! Ja nie wyobrażam sobie nie mieć pomysłu na swój
wyjątkowy dzień… Czy chcę dzisiaj sernik, czy jabłecznik? Mogę się chwilkę
zastanowić, ale… . Przyznam Ci, że uwielbiam to w nim!!! Czy mój rozmówca ma
jakąś myśl przewodnią, którą kieruje się w życiu? Nigdy się nie poddawaj. To
zdanie towarzyszy mi każdego dnia odkąd przeprowadziłem się do Wrocławia. Jak
jest ciężko to mówię do siebie, poczekaj, jutro będzie nowy dzień i na pewno
będziesz miał energię i rzeczywiście tak jest. Wczoraj cieszyłem się na
spotkanie z Tobą, że w ogóle miałaś chęć, że coś fajnego się dzieje..
Nawet, jeżeli tylko się z Tobą zobaczę i poznam Cię to i tak fajnie.
Mateusz, jak to jest być mężczyzną, który stawia na nogi i zwala z nóg?
Jeszcze raz.
Musisz odpowiedzieć.
Ok, no pewnie to bardzo łatwa
odpowiedź. Nie jestem takim mężczyzną.
Apolinary Despinoix powiedział, że najpiękniejszym skarbem jest rozum oprawiony w pokorę. Bo nie pozostało mi nic innego, jak zacytować kogoś mądrego.
J.
Historia zwalająca z nóg!
OdpowiedzUsuńBiec po wyznaczony sobie cel nie gubiąc pokory po drodze to prawdziwy autorytet !