Przejdź do głównej zawartości

#Asia_Królikowska_Siembida

Kiedy była małą dziewczynką to chciała zostać piosenkarką jak wszystkie inne w otoczeniu dziewczynki. Szybko jej przeszło, kiedy nagle uświadomiła sobie, że nie potrafi śpiewać. Skąd ten wniosek? Z czasów podstawówki podczas wyborów Miss Szkoły. Byłam w piątej lub szóstej klasie i jednym z zadań było zaśpiewanie piosenki lub opowiedzenie wierszyka. Ja przebrana za kosmonautę, co też było jednym z zadań - żeby mieć jakiś oryginalny strój -  zaczęłam śpiewać do mikrofonu. Co prawda nie pamiętam jaką piosenkę, ale pamiętam, że było mi wtedy bardzo źle. Zaczęłam piać, a mikrofon piszczeć, bo nie potrafiłam zachować odpowiedniej odległości i to był koniec kariery piosenkarki. Wtedy postanowiła, że zostanie aktorką, ale jak sama powiedziała, to też jej nie wyszło. To były dziecięce marzenia. Kiedy była starsza dostrzegła, że bardzo dobrze pisze rozprawki oraz opowiadania. Już w klasie podstawowej była jedną z lepszych osób z języka polskiego. Nic więc dziwnego, że postanowiła pójść w tym kierunku. Nie była bierną dziewczyną tylko siedzącą w szkolnej ławce. Ona tworzyła i dzieliła się swoimi publikacjami. Początkowo zapisywała po kryjomu wiersze, a później wysyłała na konkurs krótkie historie do różnego typu gazet, najczęściej młodzieżowych. W ortografii zdobywała drugie albo trzecie miejsca. W konkursach z gazet wyróżnienia, które zawsze dla niej dużo znaczyły. Później zaczęła pisać pamiętniki, a międzyczasie kiełkował w niej pomysł założenia bloga. Powstał jeden, a potem drugi. Przyznała, że miała pięć do tej pory. Każdy, który ujrzał światło dzienne kasowała po roku, dwóch. Dlaczego? To były takie etapy mojego życia. Pisząc każdego z tych blogów byłam innym człowiekiem. Te emocje były różne na przestrzeni tych lat. Za każdym razem szukałam siebie w innej sferze, aż w końcu powstał ten blog, który obecnie również umarł śmiercią naturalną, ale jest fanpage na facebooku. Tam taką swoją dojrzałość, którą ukształtowałam przez ostatnie lata przelewam i będę przelewać, bo lubię w tych krótszych formach pisemnych – opowiadałaZaciekawiona, skąd w niej taka wrażliwość, od razu zapytałam. Dowiedziałam się, że nikt w jej rodzinie nie był ukierunkowany artystycznie, chociaż chrzestny miał olbrzymi potencjał, który uważa, że zmarnował. Ona nigdy nie chciała porzucać swojej wrażliwości, którą życie od najmłodszych lat próbowało gdzieś stłumić. Jak sama powiedziała: Ja się śmiałam do pewnego czasu, że mnie podmieniono w szpitalu. Taki miała z mamą stały żart przez pewien czas, bo była ponoć do siebie i do swojej rodziny w ogóle nie podobna. Urodziłam się z kępą czarnych bujnych włosów i ze skośnymi oczami, w dodatku z żółtaczką więc różne historie krążyły – wyznała. Mimo że duszy artysty wśród jej bliskich nie było to mama dużo czytała, więc miłość do książek z pewnością to ona w niej zaszczepiła. Pamięta, że jako małe dziecko dużo chorowała, więc większą część dzieciństwa spędziła w szpitalach, gdzie mama przywoziła jej książki, które zresztą bardzo lubiła.

Kiedy była młodą dziewczyną, wchodzącą w ten dorosły świat, poznała o 8 lat starszego od siebie chłopaka, na jednych z internetowych forum o... piłce nożnej. Ona była wówczas na etapie, kiedy sama nie wiedziała czego od życia w ogóle chce. On był dojrzałym mężczyzną, który doskonale wiedział i wrażliwość w niej rozbudził. Zagrał mi na tej nutce. Pokazał mi książki, których do tej pory nigdy nie czytałam. Pamiętam, że traktowałam je jak pracę domową, którą miałam do odrobienia. Te książki dawkowałam sobie co jakiś czas, analizowałam treści i prowadziliśmy zaangażowane rozmowy na różne tematy. Tak jest do dziś, ta relacja trwa już ponad 10 lat – opowiadała. Oboje mają osobno rodziny i mieszkają w dwóch różnych zakątkach Polski. Spotkali się dwa razy w życiu, ostatnio zupełnie przypadkiem po 10 latach znajomości, po raz trzeci. Ku zaskoczeniu, mężczyzna, pokazał jej piękno świata. Potrafimy się nie odzywać do siebie pół roku i nagle napisze do mnie zdanie, że ja siedzę godzinami i myślę nad tym, co on do mnie napisał, jakby wiedział, że ja tego teraz potrzebowałam w swoim życiu – wyznała. Zachwycał się naturą. Dostrzegał małe rzeczy. Podkreślał jak ważne jest wnętrze człowieka, jak istotne trzymanie swego ego w ryzach. To było dla niej niesamowite, bo nikt wcześniej nie zwrócił jej na to uwagi. Uważa, że do tego trzeba dojrzeć naprawdę. Nie ma mowy o książkach, w tym kontekście, bo książki w niej tego nie wyzwoliły, ale człowiek. Uważa, że otacza się wspaniałymi ludźmi. Nawet jeżeli po jakimś czasie okazuje się, że jakaś relacja jest toksyczna to w każdej osobie próbuje znaleźć coś dobrego. Szuka swej roli w każdej relacji lub lekcji w drugim człowieku. Mocno wierzy, że człowiek jest częścią energii wszechświata i po coś na ten świat przyszedł. Dostrzeganie magii w otoczeniu przede wszystkim - choć czasami na siłę - powoduje że czuje się swojego rodzaju outsiderem. Śmieje się, że w poprzednim wcieleniu była czarownicą i tak też postrzegana jest przez niektórych znajomych.

Kiedy była dorastającą dziewczyną to nie wiedziała, że istnieje coś takiego, jak wizualizacja swojego życia. Miała w głowie wyobrażenie tego, jak będzie jej życie w przyszłości wyglądać, ale nie do końca wiedziała, jak to działa. Dzisiaj wykorzystuje potęgę podświadomości. Czegoś w życiu chce, to się spełnia, ale nie po trupach do celu. Odrzuca negatywne myśli, kierując się pozytywnym nastawieniem. Nie zakłada odgórnie, że czegoś się nie da, chociaż jako młoda dziewczyna tak właśnie uważała. Wówczas była zakompleksiona, niedoświadczona, nieoświecona. Teraz wierzy, ufa intuicji, odrzuca „dobre rady” otoczenia, gdy w sercu czuje, że to dobry kierunek. Nawet jeżeli błądzi to wyciąga wnioski. Prędzej czy później, ale zawsze. Ponadto nauczyła się, że wszystko wymaga czasu. Bo wie, że wszystko, co się opłaca posiadać, opłaca się również, aby na to czekać. Czyż nie? Jako nastolatka wychodziła z założenia, że nie ma szans w sferze sportowej. Wspomniała, że w czasach liceum nienawidziła wychowania fizycznego i zawsze starała się o zwolnienie. Nie była w stanie przebiec na czas 100 m „bez zadyszki”. To, co wydarzyło się z czasem dowodzi temu, że na wszystko w życiu przychodzi odpowiedni moment. Kiedy po raz pierwszy zorganizowano w Złotoryi „Bieg Wygasłych Wulkanów” to obserwowała startujących. Uświadomiona, że to od dawna tłamsi w sobie, poczuła, że to jest TEN czas. Wyznała, że zawsze myślała o sobie, że jest słaba kondycyjnie. Że nie ma możliwości wzięcia udziału w biegu, bo nie da rady wydolnościowo bez żadnego przygotowania. Wracając do wulkanów... Poznała kogoś, kto imponował jej tym, że świetnie sobie radził w sporcie dla własnej satysfakcji. Bez konieczności zdobycia medali olimpijskich, lecz dla udowodnienia czegoś samemu sobie. Dla zmierzenia się z własną psychiką. Mówił jej, że trzeba pokonywać granice wewnątrz siebie i zaproponował wspólny start. Obiecał wsparcie, więc postanowiła, że za jakiś czas wystartuje i rok później tak się stało... Jak powiedziała, tak zrobiła. Swój pierwszy bieg zrealizowała na 14 km i to było jej największe osiągnięcie, nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne. To, że przezwyciężyła swoją słabość, której wyszła naprzeciw. Ponadto, co roku stara się podnosić sobie poprzeczkę i wziąć w czymś takim udział. Bo nie ma rzeczy niemożliwych, jak sama podsumowała. W jej rodzinie nikt nie podejmował się takich akcji. Mama stale się o nią martwi, twierdząc, że „pcha się w gips”. Nawet nie ogląda biegu, nie śledzi przebiegu tylko mówi, żeby napisała wiadomość, jak tylko dobiegnie.

Troska o dziecko jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do człowieka. A jakie dzieciństwo miała? Dowiedziałam się, że nie było to dzieciństwo z marzeń. Jej rodzice rozstali się, kiedy była siedmioletnią dziewczynką. Mimo że pamięta wszystkie złe rzeczy, które działy się w domu rodzinnym, dzisiaj nie ma żalu do rodziców, czerpie z tego siłę. Wspomniała, że mama zawsze od niej dużo wymagała. Mama, która musiała radzić sobie sama, więc jest przekonana, że była taka, bo chciała dla niej lepszego życia. Mama, która nie potrafiła czasem sama poradzić sobie z emocjami, które w dzisiejszych czasach można łatwo przepracować, bo wizyty u specjalistów nie są czymś szokującym. Ona sama ma za sobą kilka wizyt u psychologa i wcale się tego nie wstydzi. Jak coś się zepsuje to trzeba naprawić. Wychodzi z założenia, że człowieka i jego psychikę też można naprawić, jeśli tylko się tego chceMama wymagała od niej w dzieciństwie naprawdę bardzo dużo, co ona wtedy traktowała jako odgrywanie się na niej. Kiedy organizowano wypady, to nie zawsze mogła w nich uczestniczyć, bo musiała siedzieć w domu nad książkami albo miała sprawdzane zeszyty. Bywały „kary” powszechnie stosowane przez rodziców we wcześniejszych latach. Teraz powoli się od tego odchodzi, na całe szczęście! - wyznała. Gdyby człowiek od początku miał takie narzędzia komunikacyjne i wiedzę o ludzkiej, a zwłaszcza dziecięcej psychice, byłoby znacznie łatwiej się porozumieć – uzupełniłaKiedy miała osiągnięcia to zawsze mogło być lepiej. Kiedy dostała czwórkę to zawsze mogła zdobyć piątkę. Czuła się nie dość wystarczająca. Zawsze musiała się dobrze uczyć, musiała mieć czerwony pasek na świadectwie. Jeżeli go nie miała to świat się nie zawalił, ale często słyszała, że musi być dobra; że musi mieć najlepsze oceny, bo inaczej niczego w życiu nie osiągnie. Jak zrobię sobie retrospekcję do czasów dzieciństwa to gdzieś ten emocjonalny bat nade mną był. Nie używano przemocy wobec mnie, ale zawsze używano słowa: musisz. Musisz się uczyć, musisz coś osiągnąć, musisz być lepsza od innych – wspomina. Dzisiaj myśli sobie, że dlaczego ma być lepsza od innych, może po prostu być sobą. Ktoś może być gorszy, ktoś może być ode mnie lepszy i to też jest fajne. Lubię czerpać od lepszych od siebie inspirację – podsumowała. Inspiracją są dla niej również dzieci, choć paradoksalnie mogłoby się wydawać, że czego takie małe stworzenia mogą nauczyć dorosłego człowieka?! Otóż bardzo dużo....

Moment przełomowy nastąpił po ukończeniu 18. roku życia, kiedy po maturze otrzymała pracę w Niemczech jako opiekun dziecięcy. Wiedziała, że jest to jedyny moment, kiedy będzie mogła zacząć decydować o sobie. Wyjechała za granicę na rok i ten wyjazd był najlepszą decyzją, jaką podjęła w życiu. Wróciła z powrotem, będąc całkowicie innym człowiekiem. Mocno walczyła o swoją autonomię. Po powrocie, próbowano na nią wpłynąć, jeżeli chodzi o wybór kierunku studiów, ale ona wiedziała czego chce i nie bała się powiedzieć, że chce być nauczycielką. Pamięta, że panowało wtedy powiedzenie, że jak ktoś nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, to zastawał nauczycielem. Nawet osoby starsze rzucały zaklęcia: ”obyś cudze dzieci uczyła”. Mimo całe zło, ona świetnie odnalazła się na drodze, zwanej życie. Oprócz tego, że została nauczycielką, skończyła inne kierunki, które otworzyły jej drzwi do rozwoju i przyczyniły się do spełnienia jej marzenia. Pierwszym kierunkiem była germanistyka, bo chciała być nauczycielką języka niemieckiego. Nie wyobrażała sobie, że będzie kimś innym. Słowa: Jeżeli czegoś pragniesz to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu, nabierają mocy. Odkąd wyjechała to pokochała ten kraj i chciała zostać na zawsze, ale stwierdziła, że jednak tęskni za przyjaciółmi, których miała w Złotoryi. Krótko po powrocie więc poszła na germanistykę w Polsce. Pod koniec studiów dostała propozycję pracy w pobliskiej sali zabaw. Wtedy myślała, że to przypadek, ale dzisiaj wie, że nie ma w życiu przypadków. Otóż koleżanka otrzymała propozycję tej pracy jako animator - pierwsza. Jednak szczerze powiedziała, że nie lubi dzieci i ma na swoje stanowisko kogoś, kto właśnie ukończył studia pedagogiczne. Co ważne, warunkiem dostania tej pracy było to, że ktoś miał kontakt z dziećmi albo ukończył specjalizację pedagogiczną…, a że ona, będąc na germanistyce wybrała specjalizację nauczycielską, a nie biznes i turystykę to poszła na próbę i została do dziś!!! Początkowo zaczynała jako animator u tej pani, która nadal jest jej szefem. Później, jak szefowa stworzyła przedszkole, w którym obecnie pracuje to prowadziła animacje na sali zabaw i dodatkowo uczyła języka niemieckiego dwa razy w tygodniu. Wtedy zauważano w niej potencjał i zasugerowano, aby rozwijała się w tym kierunku. Dzięki temu zdecydowała się na studia Montessori i ukończyła nauczanie przedszkolne i wczesnoszkolne w tym kierunku. Wówczas dostała pracę już nie jako animator tylko nauczyciel – wychowawca. Po czterech latach okazało się, że założycielka przedszkola, wylatuje za granicę. Nie chciała zamykać przedszkola, a wiedziała, że jej nauczycielka chciałaby mieć w przyszłości własne to zaproponowała jej zarządzanie. Współpraca, jak każda, bywała burzliwa, kolorowa, ale cieszyła się z powodu zaufania, którym została obdarzona. Tak przejęła funkcję dyrektora! Opowiadała, że tak naprawdę zaczynając pracę jako animator nie była jeszcze stricte po studiach tylko przy obronie licencjatu. Wówczas od razu założyła, że nie będzie robić studiów magisterskich, bo nie czuła takiej potrzeby. Nie mówiła kategorycznie „nie”, ale na tamtym etapie chciała zakończyć edukację. Cieszy się, bo nie miała wtedy „papierka”, nie miała doświadczenia, a zauważono w niej tyle dobrego, taki potencjał i ogromne, stojące przed nią możliwości. Dzisiaj śmieje się, że gdyby miała napisać biografię to jej tytuł brzmiałby: od animatora do dyrektora. Jest ogromnie wdzięczna za szansę, którą otrzymała. Uważa, że w obecnych czasach nie jest to powszechnie spotykane.

Co na to mama? Chyba jest dumna, chociaż raczej nie prowadziłyśmy nigdy rozmów o emocjach. W domu prawie nigdy nie słyszałam: kocham cię – wyznała, ale wiedziała, że jest kochana. Paradoksalnie, dla niej bliskość jest ważna. Lubi mówić ludziom, jak ważni są dla niej. Codziennie wyznaje swojemu mężowi, że go kocha, mimo że sama nie słyszy tego codziennie. Mówi to także swoim przyjaciołom. Nie ma w sobie takiego wstydu, żeby spojrzeć komuś w oczy i powiedzieć, co czuje. Jest tak spontaniczna i otwarta w wyrażaniu emocji, że często uważana za niepoważną. Miłość jest ważna. Przyjaźń jest ważna.  To siła naszych czasów! Relacje międzyludzkie! Tego nie wolno nam zepsuć pod żadnym pozorem! – podsumowała.

W życiu poznała mnóstwo wspaniałych ludzi, choć od zawsze lepiej dogadywała się z mężczyznami, bo są konkretni. Choć nigdy nie była zainteresowana wypadami do sklepów, szukaniem godzinami sukienek to ma w swoim gronie kilka ulubionych czarownic, z którymi może konie kraść. Ona wiecznie siedziała w bibliotece do późnych godzin. Szkoda, że teraz nie ma to tyle czasu, ale dla ludzi zawsze ma go wystarczająco, bo jak sama wyznała: Ludzi musiałam i muszę mieć dookoła siebie. Ja bez ludzi nie istnieje i bardzo rzadko potrzebuję pobyć sama. W życiu sparzyła się na nieprawdziwych informacjach, które zostały w jej temacie wyssane z palca. Mimo to nie straciła wiary w dobrych ludzi. Nigdy jej nie traci. Wie, że ludzie lubią mówić za plecami. Ona mówi wprost, choć zdarzają się wpadki i czasem daje się zmanipulować, ale bardzo stara się z tym walczyć. Człowiek całe życie nad sobą pracuje i nad swoimi emocjami, więc do czterdziestki się ogarnę, bo do trzydziestki nie zdążyłam – śmieje się. Drugi człowiek jest dla niej motywacją, cenną lekcją, inspiracją. Tarczą, nierzadko przed nią samą. Cieszę się, że pomimo tego, jaka bywam czasem trudna w relacji to mam przy sobie ludzi, którzy mnie kochają. Nawet jak czasem nasze drogi się rozchodzą to wiem, że gdy zadzwonię w środku nocy z prośbą o pomoc, to ją otrzymam, choćbyśmy tydzień wcześniej skakali sobie do gardeł… Tacy ludzie to złoto, diament i szafir.

Siedziałyśmy sobie nad złotoryjskim zalewem i rozmawiałyśmy którąś godzinę. Wcale nie musiała przekonywać mnie, że piknik w domu w środku tygodnia nie ma takiej mocy jak piknik na świeżym powietrzu. Tam zdradziła mi, że ma taką myśl: w życiu chodzi o to, żeby być trochę niemożliwym. To zdanie, które towarzyszy jej od zawsze. To zdanie, które bardzo szybko streścił jej mąż: jesteś bardziej niemożliwa niż tylko trochę. Cała ona. Mistrzyni metafor. Chodząca dobra energia. Cudowna kobieta. Spełniona, bo spełniająca swoje marzenia, a nie tylko realizująca się zawodowo – Asia Królikowska – Siembida.

Czego mogę Ci na koniec życzyć? – zapytałam.

Żebym mogła mieć taką córkę, która byłaby tak zwariowana na punkcie ludzi i świata jak jej mama – bez zastanowienia odpowiedziała.

Mając w pamięci siebie, kiedy byłaś mała, mając teraz taką małą dziewczynkę, co byś jej powiedziała?

Nic bym jej nie mówiła. Tylko obserwowała. Pozwoliłabym jej być sobą od samego początku.

J.

Komentarze

  1. Jagodaaaaa! ❤
    Gratuluję nie tylko kolejnej, wspaniałej historii ale spotkania tak ciepłej i szalonej osoby !
    aaaa Bohaterce życzę córeczki, wymarzonej... ❤

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

LIVE YOUR DREAMS: 23 scenariusze napisane przez życie

Jestem zaskoczona za każdym razem, gdy patrzę w lewy górny róg tej okładki. Choć jak przypomnę sobie podróże po całej Polsce i długie tygodnie, gdy dzień w dzień pisałam do późnej nocy mam pewność, że to jednak nie jest żart. Impulsem do powstania tej książki była kawa z Magdaleną Górką w jednej z łomiankowskich kawiarni. Opowiadałam jej o spotkaniach, które zrealizowałam – Jagoda, z tego powinna być książka… ! – Magda, słowa są zbędne... Codziennie na swojej drodze mijamy cudotwórców. Najczęściej są przebrani za zwykłych ludzi: mówcę motywacyjnego, dyrektora, pisarza, chirurga plastyka, fryzjera stylistę, modelkę, scenarzystkę, wizażystkę, pasjonata gołębi, reportera telewizyjnego, perkusistę, aktorkę teatralną, Podziaranego Tatę, mamę Alexa, malarkę, aktora, żużlowca, siostrę, autora książki, blogerkę, rodziców, księgową. Lubię ich, dlatego zapragnęłam poznać jeszcze bliżej. I tak od słowa do słowa czułam coraz większe flow, zaufanie i pasję. Kiedyś usłyszałam, że ludzie c...

Szczęście jest wtedy, kiedy tworzysz coś, co ma wartość dla innych

Takimi zdjęciami zostałam dziś obdarowana i w takim momencie nie ma dla mnie czegoś fajniejszego niż świadomość, że ktoś ma ochotę mnie czytać na swoich wakacjach. Nigdy nie ukrywaj wiedzy, którą masz dla siebie, bo nie jest Twoja. Zawsze się nią dziel, tak by inni mogli z niej korzystać. Miałam to w głowie, pisząc tę książkę. Z każdego zrealizowanego spotkania wyniosłam wiedzę taką życiową, która już nieraz pomogła mi rozwiązać jakiś „problem” albo pozwoliła utożsamić się z sytuacją, dzięki czemu sama znalazłam rozwiązanie. Z ust „bohaterów” padło wiele ważnych słów i chciałam się nimi podzielić, przelewając je na papier. Nie jest dla ludzi wartościowe, co sądzisz na ich temat czy jakie masz opinie – prawdę mówiąc, Twoje opinie obchodzą tylko Ciebie. Ale to, co dotyczy ich samych, co ulepsza jakość ich życia – to jest coś, na czym możesz przenosić góry. Tak się nie tylko robi najlepsze biznesy, tak się też pisze najlepsze teksty. Cieszę się, bo dzięki temu zwiedziłam już tro...

Jesteśmy produktem opowieści, którą sami sobie tworzymy

23 lipca w swoje 23 urodziny wydałam książkę LIVE YOUR DREAMS: 23 scenariusze napisane przez życie. Kilka miesięcy temu wzięłam udział w plebiscycie organizowanym przez Imperium Kobiet na Książkę Roku 2019. Sto procent głosów zostało rozłożone na dwunastu zgłoszonych autorów w konkursie. Moja pierwsza książka zdobyła wspaniałe drugie miejsce, zdobywając 23% głosów. Przypadek? Nie sądzę.  Kiedyś przeczytałam, że liczby to podstawowe narzędzia, którymi anioły posługują się w komunikacji z nami. Postanowiłam zaspokoić swoją ciekawość i tak zaczerpnęłam wiedzy. Anielska liczba 23 składa się z energii i atrybutów cyfry 2 i cyfry 3. Cyfra 2 rezonuje z równowagą, dyplomacją i współpracą, wiarą i zaufaniem, wnikliwością i wrażliwością, partnerstwem i relacjami z innymi, obowiązkiem i służbą, zachętą i szczęściem oraz dążeniem do celu życiowego (realizacją swoich życzeń, marzeń) i misji duszy, wypełnieniem planu Boskiego. Cyfra 3 przynosi wibrację radości i optymizmu, ekspansję i wzr...